Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żyjąca planeta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żyjąca planeta. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 czerwca 2019

Gaja: system recyklingu życia jako całości

O koncepcji Ziemi jako żyjącej planety mówiła książka S. Hardinga, patrz tutaj.

Tym razem przedstawiam wypowiedź innego badacza życia i twórcy koncepcji bakteryjnego pochodzenia takich składników komórki, jak mitochondria.

W ostatnim rozdziale swojej książki, The Symbiont Planet („Symbiotyczna planeta”) Lynn Margulis, z typową dla siebie bezpośredniością i przekorą opowiada o koncepcji naukowej Gai.


Lynn Margulis: Symbiotic Planet: A New Look At Evolution Revised ed. Edition, 1999


Tłumaczenie z wydania amerykańskiego: Piotr Kawecki





ROZDZIAŁ 8
GAJA


Na Ziemi nie ma ciszy – tak cicho
Jak przetrwała
Cokolwiek wyrzec, zniechęciłoby Naturę
I niepokoiłoby Świat
(1004)

Propriocepcja, jest pojęciem medycznym dotyczącym postrzegania ruchu i orientacji przestrzennej wynikającej z bodźców wewnątrz ciała. Chociaż nazwa ta nie jest powszechnie w użyciu, samo zjawisko jest nam wszystkim dobrze znane. Nasze proprioceptory nieustannie informują nas, że stoimy, pochylamy głowę, mrużymy oczy lub zaciskamy pięści. Proprioceptory działają jako systemy sensoryczne nie dla zewnętrznych informacji o innych lub środowisku, ale dla wnętrza ciała. Nerwy przyczepione do mięśni reagują, gdy wykrywają ruch, taki jak zmiana położenia ciała. Te samokontrolujące się nerwy mówią nam, czy stoimy na nogach, czy na głowie; czy siedzimy w bezruchu w autobusie lub biegniemy z prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Ziemia cieszy się systemem proprioceptywnym od tysiącleci, na długo przed ewolucją ludzi. Małe ssaki sygnalizują nadchodzące trzęsienie ziemi lub oberwanie chmury. Drzewa uwalniają substancje lotne, które ostrzegają sąsiadów, że larwy ćmy cygańskiej atakują ich liście. Propriocepcja, odczuwanie siebie, jest prawdopodobnie równie stara jak jaźń. Lubię myśleć, że my, ludzie, zwiększamy i nadal przyspieszamy zdolność Gai nowoczesnymi proprioceptorami. Pożar w lesie Borneo i katastrofa amerykańskiego helikoptera we włoskich Alpach są transmitowane w telewizji w Nowym Jorku. Jednak wymarłe watahy wilków i stada dinozaurów cieszyły się własną proprioceptywną komunikacją społeczną; globalny układ nerwowy z pewnością nie zaczyna się od pojawienia się ludzi. Gaja, fizjologicznie regulowana Ziemia, cieszyła się proprioceptywną globalną komunikacją na długo przed ewolucją człowieka. Emisja gazów w obiegu powietrza i rozpuszczalne związki chemiczne z drzew tropikalnych, owady gotowe do godów i bakterie zagrażające życiu. Miłosne związki unosiły się w wiosennych wiatrach od czasów Archeanu. Ale prędkość propriocepcji znacznie wzrosła wraz z wiekiem elektroniki.

Druga konferencja Gaji, „Gaja w Oksfordzie”, która odbyła się w Anglii, w kwietniu 1996, zgromadziła naukowców i działaczy ochrony środowiska, w celu przedyskutowania pojęcia super-organizmów. Czy całe życie na planecie stanowi super-organizm? Czy życie jest jedną samoregulującą się jednostką zwaną Gają? Czy domaganie się użycia pojęcia super organizm wywołuje pocieszającą, acz naukowo nieuzasadnioną myśl o harmonii planetarnej?

Pomysły te zostały omówione przez około czterdziestu uczestników, którzy doszli do jednego wniosku: decyzji o założeniu Towarzystwa Geofizjologicznego na East London University. Ku mojej radości pod koniec 1997 decyzja ta została uchylona: Gaja żyje; geofizjologia jest martwa. Nowa organizacja nazywa się teraz Gaja: Towarzystwo Badań i Edukacji w Nauce o Systemie Ziemskim. Gaja, towarzystwo naukowe, zostało uruchomione 9 lutego 1998, w siedzibie Towarzystwa Królewskiego w Londynie.  Światowy klasy ekspert ds. bioróżnorodności i specjalista od mrówek, ich zachowań społecznych i umiejętności technologicznych, biolog E.O. Wilson, wysłał kasetę z życzeniami. Przeprowadzenie formalnej inauguracji w miejscu najstarszego i najbardziej szanowanego towarzystwa naukowego na świecie było wspaniałą sztuczką dla teorii Gai. Telewizyjne powitanie fanów Gaji po tej stronie Atlantyku ze strony szanowanego profesora z Harvardu, również było sprytnym posunięciem. Zwiększona komunikacja między potencjalnymi współpracownikami  w naukę o Gaji może jedynie podnieść świadomość zakresu naszej ignorancji na temat powierzchni Ziemi, od której tak bardzo zależymy.

Hipoteza Gai nie jest, jak twierdzi wielu, o tym, że „Ziemia jest pojedynczym organizmem”. Tymczasem Ziemia, w sensie biologicznym, ma ciało podtrzymywane przez złożone procesy fizjologiczne. Życie jest zjawiskiem na poziomie planetarnym, a powierzchnia Ziemi żyje od co najmniej trzech miliardów lat. Dla mnie ludzki ruch polegający na wzięciu odpowiedzialności za żyjącą Ziemię jest śmieszny - to retoryka bezsilnych. Planeta troszczy się o nas, a nie my o nią. Nasz nadęty imperatyw moralny, aby poprowadzić krnąbrną Ziemię lub uleczyć naszą chorą planetę, świadczy o naszej ogromnej zdolności do samouwielbienia. Musimy raczej chronić się przed nami samymi.

Główną postacią na konferencji w 1996 był James Lovelock, autor hipotezy Gai. Na początku lat 70-tych Lovelock jako pierwszy twierdził, że suma całego życia optymalizuje środowisko na własny użytek. Biolodzy drażnią na słowo optymalizuje. Jak to, besztali, czy życie może coś zaplanować? Ideę żywej Ziemi Lovelock wymyślił już w połowie lat sześćdziesiątych, kilka lat przed tym, jak go spotkałam, kiedy był konsultantem NASA, pomagającym w opracowaniu sposobów wykrywania życia na Marsie. Jim zdał sobie sprawę, że życie na każdej planecie będzie musiało wykorzystywać jej płyny, którymi w przypadku Ziemi byłyby atmosferą, oceanami, jeziorami i rzekami, jako elementami biegu wymaganego przez życie. Konieczne było dostarczenie składników odżywczych i usunięcie odpadów. Rozumował, że chemia żywej planety musi znacznie różnić się od martwej chemii. Zdał sobie sprawę, że nawet z kosmosu wykrywane są chemiczne sprzeczności ziemskiej atmosfery. Nasza atmosfera zawiera zbyt dużo tlenu w obecności metanu. Gazy te, wysoce reaktywne po zmieszaniu, nie mogłyby współistnieć przy tak wysokich stężeniach, chyba że ich poziom byłyby aktywnie utrzymywany. Dodatkowo obfitują inne gazy w całkowicie nieprawdopodobnej i wysoce niestabilnej mieszaninie. Wodór, a nawet azot reagują wybuchowo w obecności tlenu, ale współistnieją w atmosferze Ziemi. Nawet gdy Lovelock po raz pierwszy zmagał się z problemami sposobu wykrywania marsjańskiego życia, analiza przeprowadzona z teleskopów naziemnych wykazała już, że Mars, w przeciwieństwie do Ziemi, cieszy się stabilną atmosferą niereaktywnych gazów. Lovelock słusznie wywnioskował, że życie nie może obecnie istnieć na Marsie. Oczywiście misja Vikinga, próbując wykryć tam życie, i tak poleciała na Marsa. Moim zdaniem, gdy lądownik Wikingów przekazał swoje dane na Ziemię w 1976, potwierdził jedynie przewidywania Lovelocka wyciągnięte z rozważań nad teorią Gai.

Myśli Lovelocka zwróciły się w stronę Ziemi. Niezależny naukowiec, zarówno odizolowany, jak i wolny od głównego nurtu akademickiej myśli, podszedł w realizacji swoich zamierzeń własną drogą. Jest płodnym wynalazcą; jego znaczącym wkładem w rozwój nauki jest urządzenie do wychwytywania elektronów, detektor dołączony do przyrządu o nazwie chromatograf gazowy, służący do pomiaru stężeń niektórych gazów reaktywnych w powietrzu, takich jak chlorofluorokarony. Sprzęt Lovelocka został przeprojektowany i powszechnie sprzedawany przez Hewlett-Packarda. Urządzenie pozwoliło Sherwoodowi Rowlandowi i Mario Molinie w MIT na otrzymanie w 1995 Nagrody Nobla w dziedzinie chemii za pokazanie, w jaki sposób aerozole i inne gazy reagują niszcząco na stratosferyczną warstwę ozonową. Inne osiągnięcia Jima, to potwierdzanie twierdzeń Rachel Carson o wszechobecnym wpływie pestycydów, na co zwróciła uwagę narodu w Silent Spring. Pracując dla Medical Research Council (MRC) w Wielkiej Brytanii w dziedzinie kriogeniki, biologii w niskich temperaturach, Jim opracował sposób na zamrażanie i rozmrażania zwierząt i ich plemników. Odmrażał zamrożone okazy w zbudowanej przez siebie komorze, rodzaju kuchenki mikrofalowej (nie opatentował jednak tego wynalazku; patentowanie, to długi i kosztowny proces, jest pogmatwany i wymagający działań administracyjnych, dokładnie to, czego Lovelock unika).

Kiedy Jim zainteresował się tym, jak życie wpłynęło na atmosferę Ziemi, kontynuował dociekania bez pomocy instytucjonalnej i zewnętrznych funduszy. Po prostu zagłębił się w to i mierzył gazy na własny koszt. Nigdy nie zerwał łączności ze współpracownikami i studentami. Rezultatem jego nieustannej aktywności był rozwój teorii Gai.

Zaczęliśmy korespondować na początku lat 70-tych. W jednej ze swoich pierwszych odpowiedzi na moje listy Jim napisał, że cierpi na metan. Dlaczego ten gaz, który reaguje tak silnie z tlenem, zawsze jest wymiernie obecny w ziemskiej atmosferze? Powinien zniknąć. Podejrzewając od początku życie, zapytał, czy wiem, co mogłoby wyprodukować ten gaz. Odpowiedziałam tak, jak zrobiłby to każdy, kto czyta mikrobiologię. Metan jest wytwarzany przez bakterie, głównie metanogeny żyjące w podmokłej glebie lub w żwaczu bydlęcym. Produkt metaboliczny metanogennych bakterii jest uwalniany w obfitych ilościach nie w wzdęciach krów (jak zawsze myślałam), ale w ich bekaniu. Metan jest uwalniany do powietrza przez usta cieląt, byków i krów. Metan atmosferyczny szybko reaguje z tlenem, wytwarzając dwutlenek węgla. Metan z powietrza jest regularnie uzupełniany, ponieważ jest zawsze obecny w stężeniu od dwóch do siedmiu części na milion. Lovelock zdał sobie sprawę, że koncentracja metanu w atmosferze musi być zatem wytwarzana przez życie. Można się było spodziewać innych przykładów regulacji gazów.

Wskazówki geologiczne sugerują, że nasza planeta stała się chłodniejsza w ciągu ostatnich trzech miliardów lat. Astronomowie twierdzą, że Słońce, jako typowa gwiazda, stało się jaśniejsze. Słońce powinno w coraz większym stopniu nagrzewać powierzchnię Ziemi. Regulacja temperatury i atmosfery, pomyślał Jim, musi następować w skali globalnej. Kiedy zdał sobie sprawę, że te istotne warunki środowiskowe muszą być aktywnie kontrolowane, co doprowadziło Lovelocka do wniosku, że życie podtrzymuje swoje środowisko.

Pożyczając termin z fizjologii, Lovelock wskazał, że nasze środowisko planetarne jest homeostatyczne. Tak jak nasze ciała, podobnie jak u wszystkich ssaków, utrzymują względnie stabilną temperaturę wewnętrzną pomimo zmieniających się warunków, tak system Ziemi utrzymuje swoją temperaturę i stabilny skład atmosferyczny. Pod względem technicznym, jak napisał Lovelock, temperatura atmosferyczna oscyluje wokół ustalonych punktów przez ujemne sprzężenie zwrotne. Jego twierdzenie, że „życie wyznacza optymalną temperaturę otoczenia”, zostało źle zrozumiane – było krytykowane lub częściej ignorowane. Lovelock coraz częściej myślał o tym planetarnym systemie regulacyjnym jako o kluczowym dla zrozumienia życia na Ziemi.

Określenie Gaia zostało zaproponowane Lovelockowi przez powieściopisarza Williama Goldinga, autora Władcy Much. Na początku lat siedemdziesiątych obaj mieszkali w Bowerchalke, wsi w hrabstwie Wiltshire w Anglii. Lovelock zapytał swojego sąsiada, czy mógłby zastąpić niewygodną ówczesną frazę: „system cybernetyczny tendencjami homeostatycznymi wykrywanymi przez anomalie chemiczne w atmosferze ziemskiej” na termin oznaczający „Ziemia”. Potrzebuję dobrego czteroliterowego słowa – powiedział. Podczas spacerów po okolicy w tej przepięknej części południowej Anglii, w pobliżu wzgórz kredowych, Golding zaproponował Gaję. Starożytne greckie słowo dla „Matki Ziemi”, Gaja, dostarcza etymologicznych korzeni dla wielu terminów naukowych, takich jak geologia, geometria i Pangea.

Nazwa została aż nazbyt dobrze przyjęta. Ekolodzy i ludzie o skłonnościach religijnych, przyciągnięci do idei rodzimej obdarzonej mocą bogini, uczepili się niej, nadając Gai wyraźnie nienaukową konotację. Tuż przed Oksford’96 Jim przedstawił termin geofizjologia do badań planetarnej powierzchni jako   organizmo-podobnego ciała, w którym geologia i biologia są „ściśle powiązane”, czyli pozostające ze sobą w bliskim związku. Wielu naukowców jest nadal wrogo nastawionych do Gai, zarówno samego słowa, jak i idei, być może dlatego, że jest tak rezonująca z przeciwnikami nauki i antyintelektualistami. W kulturze popularnej, o ile pojęcie to jest w ogóle znane, odnosi się do pojęcia Matki Ziemi jako pojedynczego organizmu. Gaja, żywa bogini wykraczająca poza ludzką wiedzę, rzekomo ukarze lub nagrodzi nas za nasze obelgi i błogosławieństwa dla jej ciała. Ubolewam nad tą personifikacją.

Jak wyszczególniono w teorii Jima na temat układu planetarnego, Gaja nie jest organizmem. Każdy organizm musi albo jeść, albo poprzez fotosyntezę lub chemosyntezę, produkować własne pożywienie. Wszystkie organizmy wytwarzają odpady. Druga zasada termodynamiki mówi wyraźnie w tej kwestii: aby utrzymać organizację ciała, energia musi zostać tracona, rozpraszana jako ciepło. Żaden organizm nie żywi się własnymi odpadami. Gaja, żywa Ziemia, daleko przekracza każdy pojedynczy organizm, a nawet jakąkolwiek populację. Odpady jednego organizmu to jedzenie dla innych. Brak rozróżnienia czyjejś żywności od odpadów kogoś innego, system Gai przetwarza materię na poziomie globalnym. Gaja jako system wyłania się z dziesięciu milionów lub więcej połączonych żywych gatunków, które tworzą jego nieustannie aktywne ciało. Dalekie od kruchości i świadomego rozdrażnienia, życie planetarne jest bardzo odporne. Nieświadomie przestrzegając drugiej zasady termodynamiki, wszystkie istoty poszukują źródeł energii i żywności. Wszystkie wytwarzają niepotrzebne ciepło i odpady chemiczne. Jest to ich biologiczny imperatyw. Każde z nich rośnie i, kiedy to robi, wywiera presję na wielu innych. Suma życia planetarnego, Gaja, wykazuje fizjologię, którą uznajemy za regulację środowiskową. Sama Gaja nie jest organizmem bezpośrednio wybranym spośród wielu. Jest to zachodząca właściwość interakcji między organizmami, sferyczna planeta, na której one przebywają, oraz źródło energii, słońce. Ponadto Gaja jest starożytnym zjawiskiem. Tryliony przepychanek, konsumpcji, kopulacji, wydzielin istot tworzą jej układ planetarny. Gaja, twarda suka, nie jest zagrożona przez ludzi. Życie planetarne przetrwało przynajmniej trzy miliardy lat, zanim ludzkość była nawet marzeniem żyjącej małpy z tęsknotą za stosunkowo bezwłosym partnerem.

Potrzebujemy uczciwości. Musimy uwolnić się od naszej arogancji gatunkowej. Nie ma dowodów na to, że jesteśmy „wybranym”, unikalnym gatunkiem, dla których wszystkie inne zostały stworzone. Nie jesteśmy też najważniejsi, ponieważ jesteśmy tak liczni, potężni i niebezpieczni. Nasza wytrwała iluzja szczególnej dyspensacji przeczy naszemu prawdziwemu statusowi pionowych ssaków chwastów.

W kulturze popularnej zdezorientowana idea Gai uderza w mitologiczne akordy. Gaja rezonuje z naszą tęsknotą za znaczeniem naszych krótkich ziemskich żyć. W dniach ostatnich niepoprawna Gaja popiera purytanizm: feministyczny dyskurs na temat niebezpieczeństw gwałtu i zniszczenia nasłonecznionej Ziemi. Mamy od wieków uosobienie przyrody. Przejęcie teorii Gai przez nienawidzących nauki i podżegaczy medialnych jest uderzające. Poprzedni winili naukę, jedyny sposób poznania, za ekscesy technologii, a ci ostatni wykorzystują naukę, by usprawiedliwić swoje prostactwo w telewizji i czasopismach. Chociaż spopularyzowana, wyolbrzymiona i oczerniana, teoria Gai oznacza nie tylko ochronę przyrody czy powrót do Bogini. Gaja jest regulowaną powierzchnią planety, która nieustannie tworzy nowe środowiska i nowe organizmy. Ale planeta nie jest ludzka ani nie należy do ludzkości. Żadna ludzka kultura, pomimo swojej pomysłowości, nie może zabić życia na tej planecie, nawet gdyby próbowała. To bardziej pojedyncza żywa istota niż ogromny zestaw oddziałujących ze sobą ekosystemów. Ziemia jako fizjologia regulacyjna Gaja przekracza wszystkie pojedyncze organizmy. Ludzie nie są centrum życia ani też nie jest nim żaden innym pojedynczy gatunek. Ludzie nie są nawet najważniejsi w życiu. Jesteśmy niedawną, szybko rozwijającą się częścią ogromnej starożytnej całości.

Gaja nie jest ani złośliwa, ani opiekuńcza w stosunku do ludzkości; jest to dogodna nazwa zjawiska obejmującego całą Ziemię: regulację temperatury, kwasowości / zasadowości i składu gazowego. Gaja to seria oddziałujących na siebie ekosystemów, które tworzą pojedynczy ogromny ekosystem na powierzchni Ziemi. Kropka.

Dowody zebrane ze skamieniałości wskazują, że życie na Ziemi w swojej historii liczącej 3,000 milionów lat przetrwało liczne uderzenia równe lub większe niż całkowita detonacja wszystkich pięciu tysięcy złożonych w zapasie bomb nuklearnych. Życie, zwłaszcza życie bakteryjne, jest odporne. Od samego początku żywiło się katastrofą i zniszczeniem. Gaja łączy ekologiczne kryzysy swoich komponentów, reaguje genialnie, a w obliczu nowej konieczności, staje się matką wynalazków.

Składając w całość materiał dowodowy od moich kolegów, podejrzewam, że najpierw bakterie usunęły bezpośrednio z powietrza wodór, którego potrzebowały dla swoich ciał. Później pochłonęły siarkowodór wyjęty z wulkanów. Ostatecznie niebiesko-zielone bakterie wyrwały atomy wodoru z wody. Tlen został wydalony jako metaboliczny produkt odpadowy. To początkowo katastrofalne marnotrawstwo, doprowadziło w końcu do dalszego rozwoju życia. Nowe odpady testują tolerancję życia i stymulują życiową kreatywność. Tlen, którego potrzebujemy do oddychania, zaczął jako toksyna; nadal tym jest. Uwalnianie tlenu z milionów cyjanobakterii spowodowało holokaust o wiele głębszy niż jakakolwiek ludzka aktywność środowiskowa. Zanieczyszczenie jest naturalne. „Brak odpadów” jest napomnieniem, a nie opis. Odpady cyjanobakterii stały się naszym świeżym powietrzem. My, ludzie, otrzymujemy wodór, którego potrzebujemy, jedząc rośliny lub inne zwierzęta. Nie możemy się bez tego obejść. Często nowo wyewoluowane istoty rosną i szybko się rozwijają, wykorzystując energię, zapasy żywności lub odpady innych. Ale ekspansja populacji zawsze kończy się, ponieważ nikt nie może jeść ani oddychać własnymi odpadami. Populacje załamują się lub spowalniają, ponieważ napotykają przeszkody w ekspansji. Ta kontrola wzrostu jest dokładnie tym, co Karol Darwin miał na myśli przez „dobór naturalny”. Gaja jest sumą tych rosnących, oddziałujących i umierających populacji; wielogatunkowym planetarnym okryciem, złożonym z niezliczonych bardzo różnych istot, Gaja jest największym ekosystemem na Ziemi.

W przeciwieństwie do wszystkich jej składowych ekosystemów, Gaja jest geniuszem recyklingu. Mniej więcej jedna piąta ziemskiej atmosfery to tlen. W połączeniu z wodorem lub gazami zawierającymi wodór tlen powoduje wybuchy i pożary. Reakcje, które uwalniają energię, zmieniają reaktywne gazy w ich „zużyte” lub mniej reaktywne produkty uboczne. Gazy reaktywne, takie jak wodór, metan), amoniak, jodek metylu, chlorek metylu i różne gazy siarkowe są wykrywalne w atmosferze ziemskiej, ponieważ są one stale produkowane przez życie wytwarzające odpady szybciej niż mogą zareagować.

Moja długoletnia koleżanka i była studentka Lorraine Olendzenski i ja nagrałyśmy wideo na University of Massachusetts w Amherst (dawniej Massachusetts Colege of Agriculture). Na filmie nasza wspaniała przyjaciółka Betsy Blunt Harris, mikrobiolog, która od ponad dziesięciu lat naucza przyszłych nauczycieli laboratoriów mikrobiologicznych, wkłada dłoń w rękawiczce poprzez chirurgicznie otwartą „przetokę” w boku zdrowej krowy. Palce Betsy dotykają żwacza krowy, wyjątkowo wielkiego żołądka, jednego z czterech występujących u wszystkich krów i ich krewnych przeżuwaczy. Wyciąga z przetoki brązową włóknistą papkę, składającą się głównie z częściowo strawionej trawy. Papka jest tak upakowana mikrobami, że musi być bardzo rozcieńczona, zanim zobaczymy ją pod mikroskopem. Społeczność drobnoustrojów krów obejmuje dziwnie wyglądające orzęsione protistów. Wiele bakterii, w większości mniejszych niż orzęski, również zamieszkują żwacze. Mikroby te wpływają na trawienie traw. Bez nich żadna krowa nie może trawi celulozy w trawie. Faktycznie, w gruncie rzeczy, to drobnoustroje rozkładające celulozę, a nie krowa. Bez nich krowa by nie przełykała, nie fermentowała, nie cofała  i nie przeżuwała powtórnie trawy. Żadna krowa nie zjadłaby traw i nie przeżuwała bez mikrobiologicznych pośredników. Jednym z gazowych produktów trawienia traw jest metan. Krowy podczas bekania wydalają jego ogromne ilości. Metan wołowy jest jednym z powodów, dla których powietrze na Ziemi jest wysoce niestabilną mieszaniną chemiczną. Termity jedzące drewno również uwalniają metan. Podobnie jak krowy, żywią się mikrobami jelitowymi, które rozkładają celulozę na różne produkty chemiczne. Dwutlenek węgla, metan, azot i gazy zawierające siarkę są wydalane do powietrza przez odbyty milionów termitów. Długoterminowe niestabilne systemy gazowe atmosfery wynikają z nieustannego życia mikrobiologicznego.

Uogólniając te odkrycia, Lovelock zasugerował, że cały system powietrza planetarnego jest „metastabilny”, stabilny w swojej niestabilności reaktywnej. Trwałość reaktywności chemicznej wynika z połączonych działań żywych istot. Cała powierzchnia planetarna, nie tylko żywe ciała, ale atmosfera, którą uważamy za obojętne tło, jest tak daleko od równowagi chemicznej, że całość powierzchni planetarnej najlepiej uznać za żywą.

Nie mogę wystarczająco mocno podkreślić, że Gaja nie jest pojedynczym organizmem. Moja Gaja nie jest mglistym, osobliwym wyobrażeniem Matki Ziemi, która nas karmi. Hipoteza Gai jest nauką. Jak głosi teoria Gai, powierzchnia planety, w pewien ograniczony sposób, zachowuje się jak system fizjologiczny. Aspekty kontrolowane fizjologicznie obejmują temperaturę powierzchni i skład atmosfery gazów reaktywnych, w tym tlenu, pH lub kwasowości / zasadowości.

Podejrzewam, że naukowcy będą szukać wyjaśnień dla wielu zjawisk, takich jak zmiana mokrych i suchych cyklów klimatycznych oraz obecny rozkład złota, żelaza, fosforanów i innych minerałów. Gaja, oznaczająca ciało o kontrolowanej fizjologii w sensie planetarnym i biologicznym, jest jedyną nazwą, która może zjednoczyć odmienną grupę naukowców i udostępnić ich pracę międzynarodowej publiczności. Tak jak ciało ludzkie jest zasadniczo ograniczone skórą, różnicami temperatur, chemią krwi i szkieletem z fosforanu wapnia, tak Ziemia odróżnia się od otoczenia uporczywą anomalną atmosferą, stałą temperaturą i niezwykłymi skałami wapiennymi i granitowymi. Lovelock porównuje chemię ziemskiej atmosfery z zamkiem z piasku znalezionym na plaży lub z ptasim gniazdem. One także są oczywistymi produktami życia. Powierzchnia planety jest nie tylko fizyczna, geologiczna i chemiczna, ale nawet geochemiczna. Jest raczej geofizjologiczna: wykazuje atrybuty żywego ciała składającego się z agregatu nieustannie interaktywnego życia na Ziemi.

Chemia fizjologiczna, którą nazywamy metabolizmem, wynika z aktywności istot żywych. To, jak ściśle powiązane są systemy chemiczne Gai, pozostaje kwestią debaty. „Słaba Gaja” utrzymuje, że środowisko i życie są ze sobą powiązane; współistnieją. Niewielu się nie zgadza. Wielu naukowców odrzuca ten pomysł jako przestarzałe wiadomości. „Silna Gaja” stwierdza, że planeta ze swoim życiem, jednym żywym systemem, jest regulowana w pewnych aspektach przez to życie. Jest to idea, która wywołuje szyderstwo niektórych biologów, zwłaszcza tych, którzy nazywają siebie neodarwinistami. Naukowcy pod kierunkiem Richarda Dawkinsa z Oksfordu odrzucają ideę jednolitego systemu planetarnego, który nie ewoluował poprzez dobór naturalny z innymi systemami planetarnymi. Oskarżony o wahanie się, Lovelock twierdzi, że nigdy nie porzucił „Silnej Gai”, terminu ukutego przez J. Kirchnera, naukowca-filozofa z University of California w Berkeley. W 1988  na spotkaniu Konferencji Chapmana Amerykańskiej Unii Geofizycznej Kirchner wyśmiał „Silną Gaję” zaraz po tym, jak starannie ją obronił. Możesz przeczytać o silnej reakcji Kirchnera i wszystkich innych na Gaję i filozofię w raporcie ze spotkania pod redakcją Schneidera i Bostona. (Scientists on Gaia, redakcja: Stephen H. Schneider and Penelope J. Boston. MIT Press, 1991). Lovelock przyznaje jednak, że porzucił swój pierwotny pogląd, że Gaia jest „teleologiczna”. Nie twierdzi już, że żywy system planetarny współpracuje jako całość, aby zoptymalizować warunki dla wszystkich swoich członków. Różnorodność biologiczna jest bezwzględnym wymogiem trwałości Gaji. Nie ma listy najbardziej uprzywilejowanych gatunków. Każdy organizm troszczy się o siebie: rośnie i próbuje się rozmnażać. Presja selekcyjna, upór wszystkich organizmów, by rosnąć i rozmnażać się, sprzyja niektórym rodzajom życia w określonych warunkach. Te rosną, rozszerzają się, usuwają odpady i poddają recyklingowi. A kiedy to robią, wywierają ogromną presję selekcyjną na zróżnicowane formy życia. Rezultatem jest Gaja. Gdyby nie było życia, temperatura i skład gazu byłyby przewidywalne wyłącznie na podstawie czynników fizycznych. Energia słoneczna i zasady chemii i fizyki określają właściwości powierzchni Ziemi. Jednak te właściwości znacznie odbiegają od prognoz opartych wyłącznie na fizyce i chemii. Nauki niebiologiczne nie dostarczają wystarczających wyjaśnień środowiska powierzchni Ziemi. Kiedy zaś bierze się pod uwagę wieloaspektowe role żywych organizmów wytwarzających gaz, zmieniających temperaturę, wtedy różnice znikają. Teoria Gai jest użyteczną nauką.

Każda nowa idea generuje krytykę, zwłaszcza w nauce, gdzie krytyka jest zinstytucjonalizowana przez publikację recenzentów i powtarzalny eksperyment. Idea Gai wymaga geologów, geochemików, chemików atmosferycznych, a nawet meteorologów, aby rozumieli naukę poza własnymi polami. Muszą studiować biologię, zwłaszcza mikrobiologię. Ale akademicki apartheid rodzi opór. Akceptacja Gai doprowadziłaby do działań, które ludzie w pokrewnych dziedzinach niechętnie przyjmują.

W Gai nie ma nic nowego, jedynie nazwa, twierdzą niektórzy krytycy. Inni utrzymują, że propozycja, zgodnie z którą powierzchnia Ziemi jest żywa, jest tak szeroka, że nie można jej przetestować. Niekoniecznie: jeśli zdefiniujemy życie jako system reprodukcji zdolny do doboru naturalnego, to Gaja żyje. Najłatwiej to zobaczyć poprzez prosty eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że statek kosmiczny przewożący mikroby, grzyby, zwierzęta i rośliny jest wysyłany na Marsa. Pozwólcie, aby wyprodukowała ona własną żywność i przerobiła jej odpady, i niech to utrzymuje się przez dwieście lat. Gaja to system recyklingu życia jako całości. Nastąpiłoby pączkowanie jednej Gai w celu wytworzenia dwóch. Budowa takiej miniaturowej Gai reprezentowałaby de facto reprodukcję. Książka Biosfery Doriona Sagana jasno przedstawia tę sprawę.

Kolejna krytyka teorii Gai przemawia do obaw naukowców. To, że teoria Gai rezonuje ze starożytnymi wierzeniami Matki Ziemi, dla niektórych krytyków wydaje się czynić ją niebezpiecznie nienaukową. Tacy krytycy twierdzą, że żadna istota planetarna nie może działać w sposób skoordynowany, jeśli brakuje jej świadomej kontroli. Skąd planeta wie, kiedy podnieść lub obniżyć stężenie tlenu w atmosferze, aby utrzymać ją na poziomie około 20 procent? Poziom ten waha się między globalnym zagrożeniem pożarowym a ryzykiem powszechnej śmierci spowodowanej uduszeniem. W jaki sposób Gaja może „zorganizować” usuwanie soli z oceanów, aby uratować mieszkańców przed zagrażającym poziomem zasolenia? Jak „ona” może ochłodzić całe ciało, aby zrekompensować wzrastającą jasność słońca? W jaki sposób Gaja wie, jak regulować pokrywę chmur oceanicznych w zależności od temperatury? Kim jest ta Gaja?

Lovelock odpowiada, że Gaja nie potrzebuje świadomości, aby przystosować się do środowiska planetarnego. Ostatnie prace w dziedzinie matematyki, zwane geometrią fraktalną, pokazują, że skomplikowaną grafikę można wykonać nie tylko dzięki artyście z gotowym pomysłem, ale też powtórzeniami prostych kroków komputerowych zwanych algorytmami. Życie wytwarza fascynujące „projekty”, powtarzając w podobny sposób cykle chemiczne wzrostu i reprodukcji komórek. Zamówienie jest generowane przez nieświadome powtarzalne czynności. Gaja, jako przeplatająca się sieć całego życia, jest żywa, wrażliwa i świadoma w różnym stopniu we wszystkich swoich komórkach, ciałach i społeczeństwach. Analogicznie do propriocepcji, wzory Gaji wydają się być planowane, ale występują przy braku jakiejkolwiek centralnej „głowy” lub „mózgu”. Propriocepcja, jako samoświadomość, ewoluowała na długo przed ewolucją zwierząt i na długo przed tym, jak zrobiły to ich mózgi. Wrażliwość, świadomość i reakcje roślin, protoctista, grzybów, bakterii i zwierząt, każde w swoim lokalnym środowisku, stanowią powtarzający się wzór, który ostatecznie leży u podstaw globalnej wrażliwości i odpowiedzi „samej” Gai. Lovelock wraz ze swoim kolegą i byłym doktorantem Andy Watsonem, opracowali model komputerowy o nazwie „Świat Stokrotek”(Daisyworld). Zakładają na przykład planetę, na której żyją tylko białe i czarne stokrotki. Planeta jest wystawiona na promieniowanie gwiazdy, wzorowanej na naszym słońcu, która rośnie w jasności przez miliony lat. Bez żadnych zewnętrznych założeń, bez seksu lub ewolucji, bez mistycznych domysłów o planetarnej świadomości, stokrotki Świata Stokrotek chłodzą swój świat pomimo rozgrzewającego się słońca.

Założenia są proste. Czarne stokrotki pochłaniają ciepło, a białe stokrotki odbijają je. Żaden kwiat nie rośnie poniżej 10 stopni Celsjusza i wszystkie umierają powyżej 45 stopni Celsjusza. W tym zakresie czarne stokrotki mają tendencję do pochłaniania lokalnego ciepła i dlatego rosną szybciej w chłodniejszych warunkach. Białe stokrotki, ponieważ odbijają i tracą więcej ciepła, w wyższych temperaturach rozwijają się, aby produkować więcej potomstwa. Zacznijmy od świata czarnych stokrotek. Wraz ze wzrostem jasności słońca czarne stokrotki rosną, rozszerzając powierzchnię występowania, pochłaniając ciepło i ogrzewając otoczenie. Gdy czarne stokrotki podgrzewają większy obszar otaczającej powierzchni lądu, sama powierzchnia ogrzewa się, umożliwiając jeszcze większy wzrost populacji. Ta pozytywna reakcja trwa do momentu, gdy wzrost stokrotki na tyle ogrzeje otoczenie, że białe stokrotki zaczynają wypierać czarne. Białe stokrotki, które są mniej chłonne i bardziej refleksyjne, zaczynają ochładzać planetę. Skumulowanym rezultatem tych działań jest podgrzanie powierzchni planety, gdy jest ona chłodniejsza we wczesnej ewolucji słońca, a następnie utrzymanie planety w stosunkowo niskiej temperaturze wraz ze wzrostem jasności Słońca. Pomimo coraz gorętszego słońca, planeta utrzymuje długie plateau stabilnej temperatury.

Daisyworld okazał się punktem zwrotnym w Gajańskiej nauce. Stephan Harding, profesor w Schumacher College w Devon w Anglii, modeluje obecnie Światy Stokrotek z dwudziestoma trzema różnokolorowymi gatunkami stokrotek, a także roślinożercami, którzy jedzą stokrotki i zwierzętami mięsożernymi jedzącymi roślinożerców. W tych modelach nie powstaje związek między tym, co jest dobre dla danego gatunku, ale tym, co jest dobre dla całej planety. Wzrost populacji jednego rodzaju organizmu może prowadzić do jego własnego upadku. Pojawił się matematyczny zarys nakładania się selekcji naturalnej i globalnej regulacji temperatury. Globalna regulacja temperatury jest paradygmatycznym przykładem zachowania Gai. Modele Hardinga wskazują na zróżnicowane zachowania strategii przetrwania, aby wzmocnić lub nawet wywołać konsekwencje na poziomie globalnym. Biolodzy stają się mniej niechętni przyjęciu teorii Gai. Regulacja temperatury jest fizjologiczną funkcją nie tylko Świata Stokrotek, ale także ciał i społeczeństw życia. Wszystkie ssaki, tuńczyki, skunksowa kapusta i ule regulują swoje temperatury z dokładnością do kilku stopni. W jaki sposób komórki roślinne lub pszczoły zamieszkujące ule „wiedzą”, jak utrzymać temperaturę? Niezależnie od odpowiedzi, tuńczyk, kapusta skunksowa, pszczoły i komórki mysie wykazują ten sam rodzaj regulacji fizjologicznej, która panuje na całej planecie.

Gaja, w całej swojej symbio-genetycznej chwale, jest z natury ekspansywna, subtelna, estetyczna, starożytna i niezwykle odporna. Żadne kolizje planetoid i wybuchy jądrowe nigdy nie zagroziły Gai jako całości. Jak dotąd jedynym sposobem, w jaki my, ludzie, udowodnimy naszą dominację, jest ekspansja. Pozostajemy bezczelni, bzdurni i nieokrzesani, nawet gdy stajemy się coraz liczniejsi. Nasza twardość jest złudzeniem. Czy mamy inteligencję i dyscyplinę, aby oprzeć się naszej tendencji do wzrostu bez ograniczeń? Planeta nie pozwoli naszym populacjom na dalszy rozwój. Rosnące populacje bakterii, szarańczy, karaluchów, myszy i trawy zawsze załamują się. Ich własne odpady budzą obrzydzenie, gdy dochodzi do stłoczenia i poważnych niedoborów. Pojawiają się choroby, jako oportunistycznie rozwijające się populacje „innych”. Odnoszą się od destrukcyjnych zachowań i dezintegracji społecznej. Nawet roślinożercy, jeśli są zdesperowani, stają się złośliwymi drapieżnikami i kanibalami. Krowy polują na króliki lub jedzą cielęta. Wiele głodnych młodych ssaków będzie rywalizować o mięso swoich zbuntowanych miotów. Przerost populacji prowadzi do stresu, a stres zmniejsza przerost populacji – przykład cyklu regulowanego przez Gaję.

My, ludzie, jesteśmy tacy jak nasi współmieszkańcy. Nie możemy położyć kresu naturze; stanowimy zagrożenie tylko dla siebie. Pogląd, że możemy zniszczyć całe życie, w tym bakterie kwitnące w zbiornikach wodnych elektrowni jądrowych lub we wrzących otworach hydrotermalnych jest niedorzeczny. Słyszę, jak nasi nieludzcy bracia podśmiewają się: Radziłem sobie bez ciebie, zanim cię poznałem,  bez ciebie teraz będę się dogadywał – śpiewają o nas w harmonii. Większość z nich, mikroby, wieloryby, owady, rośliny nasienne i ptaki, wciąż śpiewają. Tropikalne drzewa leśne nucą do siebie, czekając, aż skończymy naszą arogancką wycinkę, aby mogły jak zwykle wrócić do swojej działalności. I będą kontynuować swoją kakofonię i harmonię na długo po naszym odejściu.


W języku polskim książka ukazała się w 2000 roku nakładem Wydawnictwa CiS.

niedziela, 27 stycznia 2019

Archeologia jest jak gra na pianinie – wywiad z Mariją Gimbutas

Zamieszczony tu wywiad pochodzi ze strony:

https://eldermountaindreaming.com/2015/09/06/the-language-of-the-goddess-a-conversation-with-marija-gimbutas/


Tłumaczenie: Piotr Kawecki



Dr Marija Gimbutas była profesorem Archeologii Europejskiej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles oraz kuratorem Archaeologii Starego Świata w Muzeum Historii Kultury UCLA. Napisała ponad dwadzieścia książek, w tym The Goddesses and Gods of Old Europe oraz The Language of the Goddess.
W swoim wstępie do jej ostatniej pracy Joseph Campbell pisze:


Podobnie jak Jean-Francois Champollion, półtora wieku temu, poprzez swoje odczytanie Kamienia z Rosetty, był w stanie ustanowić słownik znaków hieroglificznych, służących jako klucz do całej wielkiej skarbnicy egipskiej myśli religijnej od około 3200 p.n.e. do okresu Ptolemeuszy, tak w jej zbiorowisku, klasyfikacji i opisowej interpretacji około dwóch tysięcy symbolicznych artefaktów z wczesnych miejsc neolitycznych osad w Europie, okresu od 7000 do 35 000 p.n.e., Marija Gimbutas potrafiła nie tylko przygotować podstawowy glosariusz motywów malarskich, jako klucze do mitologii owej nieudokumentowanej ery, ale także ustalić na podstawie tych zinterpretowanych znaków, główne linie i tematy religii w oddawaniu czci, zarówno wszechświata jako żywemu ciału Stwórcy Bogini-Matki, jak i wszystkim żywym istotom w nim uczestnictwie w jej boskości…


Marija Gimbutas wierzy, że ma dowody na istnienie starożytnej Europejskiej cywilizacji zorientowanej na boginię, która żyła w pokoju; w harmonii z naturą; i z wysokim stopniem równości ekonomicznej, społecznej i seksualnej, tworząc sztukę skoncentrowaną na bogini, z uderzającą nieobecnością obrazów wojennych i męskiej dominacji. Kultura ta została zaatakowana przez agresywnych indo-europejskich koczowników przybyłych z rosyjskich stepów, którzy czcili Boga piorunów, Peruna, Napastnika, który sprowadza deszcz na pastwiska i kształtuje wszechświat Swoimi szerokimi ramionami i młotem piorunów.


Jak on to realizował? Wziął długie doliny, białe świątynie, gdzie w mrocznych zagłębieniach Bogini przewodziła przez tysiąclecia, całe wioski, obfitujące w uroczystości, mitologie, artystów radujących się pięknem swoich kobiet, tańczące postacie okrążające ogień… i postanowił uczynić je idealnymi. Roztrzaskał je.
Nie mając broni ani rydwanów, by się bronić, tańczyli porzucając swoją muzyką. Uderzenie lutni padającej na ziemię, wrzaski kobiet i dzieci piskliwe jak flety, uderzenia czaszek o podłogę świątyni i zawsze ten sam cichy refren: oczy, jakby w uwielbieniu, odwrócone, zamrożone w ostatnim spojrzeniu.


Wielu współczesnych feministycznych uczonych, ekologów, aktywistów pokojowych i artystów śledzi źródło obecnych problemów społecznych w rozprzestrzenianiu się dominacji patriarchalnego indo-europejskiej mentalności. Według nich zaczęło się to w 5. tysiącleciu p.n.e., niszcząc otaczającą ich matriarchalną cywilizację bogini i kontynuując niepowstrzymaną wojowniczą fale do obecnych czasów. Jeśli spojrzeć na językową mapę dzisiejszego świata, można zauważyć, że języki indo-europejskie są albo podstawowym, albo oficjalnym językiem państw większości globu, z wyjątkiem Afryki i Chin.


Dominacja nie była jedynie geograficzna: korporacyjne, wojskowe i rodzinne struktury zostały przejęte przez hierarchiczne, patriarchalne, indo-europejskie wartości. Podobnie jak w starożytnych kulturach-toporów-bojowych, lasów dębowych i trawiastych stepów południowej Rosji, współczesne samce są ustanawiani jako żywe ucieleśnienia  Boga Błyskawic: w ten sposób mamy szefów w typie Zeusa, generałów i ojców, którzy chcą ustanowić swe własne królestwa, gdzie wyznaczają swe absolutnie rządy bóstwa.


Od czasu popularyzacji dzieła Gimbutas, pojęcie klęski harmonijnych, egalitarnych matriarchalnych kultur wielbiących Boginię, z rąk wojowniczych Indo-europejczyków szybko staje się czymś więcej niż tylko naukową spekulacją. Staje się kiełkującym aksjomatem ugruntowanego ruchu społecznego, intelektualnego, artystycznego i duchowego.


Jednak uwodzicielska teoria nie jest pozbawiona krytyków. Wielu kolegów Marija Gimbutas nie zgodziło się z jej metodologią i wnioskami. Ponadto czują się zmuszeni, by ich krytyka była szerzej znania, ze względu na popularność jej teorii. Po części obawiają się powtórki pierwszej fali zainteresowań naukowych o indo-europejskim, aryjskim pochodzeniu, głównej siły w intelektualnym życiu końca XIX i początku XX wieku. Kiedy zainteresowanie to przeszło do sfery nauki, gdzie wojny są prowadzone w przypisach, i stały się przedmiotem polityki, gdzie wojny przeprowadzane są przez piechotę, związek między spekulacjami naukowymi a ruchami społeczno-politycznymi doznał kłopotliwego rozdziału. Podczas gdy Hitler z dumą potwierdzał mit aryjskiej supremacji rasowej, przeoczył fakt, że w dziedzinie nauki "aryjski" nie był kategorią rasową, ale językową. Tylko w rękach Hitlera można było je zniekształcić, by pasował do istniejących uprzedzeń i aspiracji politycznych.


Marija Gimbutas twierdzi, że ludzie, którzy zamieszkiwali Starą Europę przed inwazją, byli pokojowi, egalitarni i cenili współpracę nad siłą. David Anthony, adiunkt antropologii w Hartwick College w Oneonta w Nowym Jorku, twierdzi, że osiedla Starej Europy były ufortyfikowane. Że posiadali broń, używaną niekiedy jako symbole stanów. Dalej przytacza dowody ludzkich ofiary, hierarchii i nierówności społecznej.


Gimbutas twierdzi, że rozszyfrowała kod symboli znalezionych na terenach Starej Europy: figurki kobiet to boginie, oznaczenia na wazach i figurki są symbolami regeneracyjnej mocy Bogini, zwłaszcza jej narządów płciowych. Krytycy Gimbutas mówią, że widzi bazgroły na artefaktach, a następnie wyciąga wnioski bez żadnych pośrednich argumentów, że figurki mogłyby równie dobrze być lalkami kobiet, jak bogiń. Gimbutas argumentuje, że pomiędzy z grubsza 4000 p.n.e., a 3500 p.n.e. ta matriarchalna utopia została rozbita przez indo-europejskich grabierzców z rosyjskich stepów, dosiadających konia. J.P. Mallory, autor In Search of Indo-Europeans, twierdzi, że Indo-Europejczycy mogli przybyć po upadku Starej Europy, zamiast być tego powodem.


Gimbutas pozostaje niezrażony taką krytyką. W końcu żaden z jej amerykańskich krytyków nie ma tak dużej wiedzy z pierwszej ręki na temat archeologii europejskiej, jak ona, i żaden nie jest w stanie obalić imponujących językowych, mitycznych i folklorystycznych dowodów, którymi ona włada. Ma w zwyczaju postrzegania krytyki jako krótkowzroczne niedociągnięcia dyscypliny archeologicznej. Archeolodzy nie są tak naprawdę zainteresowani religią, mitologią, folklorem i językiem – a ona wprowadza wszystkie te elementy do gry w celu interpretacji swoich odkryć.


Jednak tęsknoty za Boginią mogą wykraczać poza wszelką naukę. Nawet świętą naukę. Według słów starożytnego hymnu sanskryckiego:

Niestety, nie znam mantry ani yantry, ani nie znam pieśni uwielbienia Ciebie, ani medytacji nad Tobą… ani jak poinformować Cię o moim cierpieniu. Ale tyle wiem, o Matko, że  znalezienie schronienie w Tobie, zniszczy wszystkie moje nieszczęścia.


Z pewnością potrzeba schronienia jest uniwersalna. Młodziutka Marija Gimbutas musiała doświadczyć intensywnie tej potrzeby, gdy uciekała z rodzinnej Litwy jedynie z własną pracą doktorską w ręku, będąc świadkiem okrucieństw nazistów i stalinistów.




James N. Powell: Jedną z rzeczy, których nauczyłem się podczas rozmowy z uczonymi, jest to, że wyjątkowe okoliczności ich życia osobistego wpływają na ich badania.

Marija Gimbutas: [Śmiech] Ach! Na pewno!
James N. Powell: Przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć czegoś o twoim wychowaniu, ewentualnych wpływach i prezentach, które dostarczyłaś w swojej pracy. Dorastając na Litwie modliłaś się do Czarnej Madonny?

Marija Gimbutas: Na Litwie były takie. W moim sercu było bardzo dużo miejsca dla Marii. W rzeczywistości moi rodzice nie wierzyli w chodzenie do kościoła. Kiedy miałem sześć, siedem, osiem lat chodziłam do kościoła, zabierana przez naszych służących. W maju chodziłam codziennie do kościoła, bo podobała mi się muzyka i kwiaty. Miesiąc maj poświęcony jest Maryi Pannie; i to było najpiękniejsze [rozpromienia się]. Byłam bardzo podekscytowana tym szczególnym miesiącem. Ale resztą roku wcale. Tylko w maju, bo był to miesiąc Marii Panny, i były tam wszelkiego rodzaju kwiaty i zapachy, a to dla mnie, było ważniejsze: Natura, piękno Wiosny. Maria była wiosenną boginią! Pełni tę samą funkcję, co Bogini regeneracji, płodności, żniwa i tak dalej. Tak więc miałam takie doświadczenie w dzieciństwie.
    Czarna Madonna? Nie było dla mnie jasne, że są czarne lub nie czarne. Zwykle – co ciekawe – twarz nigdy nie była biała; była ciemna. To jest związek z Matką Ziemią.

James N. Powell: Ale, oczywiście, mówiąc ściśle, teologicznie, Dziewica nie jest Boginią. Ona jest Matką Boga! [Śmiech]

Marija Gimbutas: Ona jest Boginią. W Indiach jest Czarna Bogini.

James N. Powell: Kali!

Marija Gimbutas: Tak. Być może ona jest związana z tym samymi rzeczami. Na Litwie nie jest to zbyt jasne. Nie ma różnicy między bielą a czernią. Będąc we Włoszech zebrałam kolekcję obrazów czarnych Madonn. Powiązane jest to z kolorem gleby, z płodnością, z wężami.

James N. Powell: Pochodzisz z Litwy. Czy nauczyłaś się dużo o folklorze od swoich rodziców na Litwie?

Marija Gimbutas: Nie tak bardzo od moich rodziców, ale od warunków, w jakich żyłem. Widzisz, moi rodzice byli bardzo wziętymi lekarzami i uczonymi, więc otaczali mnie opiekunowie, i to właśnie dzięki nim zabrałam się za gromadzenie wiedzy o folklorze kiedy byłam nastolatką, a później od niektórych osób, które przyjeżdżały do Wilna z prowincji, wiesz, południowo-wschodniej Litwy, z wschodniej Litwy. Jest to bardzo pradawny folklor, więc byłam wiekim pasjonatem kolekcjonowania folkloru w tym czasie, kiedy miałem 16 – 20 lat, przez cztery lub pięć lat.

James N. Powell: Czy miałaś jakiś wzór swojej pasji, dla zbierania opowieści? Niczym niania, która opowiedziała ci swoje bajki?

Marija Gimbutas: Nikt mi nic nie powiedział. To było spontaniczne. Słyszałam pewne pieśni ludowe i wierzenia, rytuały. To mnie zainteresowało. Czemu? Pytam teraz, dlaczego? Myślę, że ważne było dla mnie poznanie filozofii chłopów. To mnie przyciągnęło. A także w rodzinie była jakaś tradycja. Mój wujek był historykiem. Zebrał wiele folkloru. Moja matka zrobiła to samo. Potem mój tak zwany dziadek (nie mój biologiczny dziadek, bo adoptował mojego ojca), był wielkim kolekcjonerem folkloru. Jego kolekcje są opublikowane i zachowuję je do dziś, przeglądając niektóre publikacje o rytuałach, o duchach, o różnych rzeczach, które stały się całkiem niezbędne, gdy pisałam Język Bogini i inne rzeczy. Tak więc to dziedzictwo było naprawdę ważne.

James N. Powell: Tak, ponieważ pozwoliło ci to wprowadzić bardziej interdyscyplinarne, pełniejsze podejścia do archeologii?

Marija Gimbutas: Tak! Kiedy patrzę, jak ludzie są zadowoleni z posiadania strzał i toporów – po prostu nie mogę tego mieć. Mam alergię na te rzeczy. Tak wiele jest tego. Otwierasz cokolwiek, wiesz, tysiące artykułów – i masz to samo, to samo.

James N. Powell: Więc typowa rola archeologii polega na wykopaniu dziury i opisaniu tego, co tam jest.

Marija Gimbutas: Musisz być bardzo uczony i używać statystyk i tak dalej. Robiłam to przez dwudzieścia do trzydziestu lat – właśnie dlatego, że się nudziłam. Po prostu musiałam usunąć się z okoliczności, które nazywam "towarzystwem techników". A niektóre z nich są bardzo dobre. Nie należę do tego towarzystwa, ponieważ nie jestem technikiem [chichocze].
Archeologia jest jak gra na pianinie. Widzisz, musisz od czegoś zacząć. Musisz uczyć się stylów. Musisz znać setki warstw, a na południu Europy i w Europie Wschodniej musisz wiedzieć wszystko, aby grać. To zajmuje dużo czasu. Robiłam to przez całe lata.

James N. Powell: Ale czułaś potrzebę przedstawienia bardziej interpretacyjnej analizy swoich odkryć?

Marija Gimbutas: Zawsze, zawsze było to. Oczywiście spędziłam dużo czasu nad tym indo-europejskim problemem. Był to rodzaj niezbędnego etapu, ponieważ był znany na podstawie lingwistyki i mitologii. A potem, kiedy poruszałam się głębiej, głębiej, głębiej, nadal zastanawiałam się, co mówi nam mitologia lub lingwistyka. Stało się więc jasne, że Europa od początku nie była indo-europejska. Indo-europejczycy są superstratem [nawarstwieniem].

James N. Powell: To, co teraz robisz, nie jest ścisłą archeologią. Czy zastanawiałaś się kiedyś, czy nie przekraczasz krytyki swoich kolegów, mówiąc, że nie robisz rutynowej archeologii, ale antropologię religijną, a nawet religioznawstwo z perspektywy antropologicznej? Wszakże uczeni religii są zachęcani do używania świadomej wyobraźni, świadomej empatii jako narzędzia heurystycznego.

Marija Gimbutas: Cóż, dla mnie archeologia to wszystko razem. Nie jest to wyłącznie materializmem naukowym. To także religia. Jest to również struktura społeczna. Wszystko jest razem. To nie tylko opis przedmiotów. Możesz pokazywać rzeźby niektórym uczonym, a dla nich będą lalkami. Ale dla mnie to nie są lalki, to są boginie. Chociaż reprezentowane są tam nie tylko boginie, reprezentowani są także wierni. Niektóre figurki są ofiarami wotywnymi dla Bóstw. Jak można powiedzieć, że bogini nie istnieje, jeśli w samym Çatal Hüyük są setki świątyń? Zachowało się 180 malowideł ściennych. Jest tam ogromne bogactwo mitologii. W Europie istnieją tysiące stanowisk. Tak więc tylko ktoś, kto nic nie wie, może kwestionować to, że Bogini istniała.

James N. Powell: Przeczytałem Język bogini i przeczytałem także krytykę różnych osób, które przeciwstawiły się twojej pracy. Wydaje mi się, że patrzysz na całość bardziej kompletnie. Tam, gdzie twoi krytycy widzą tylko wzorki na wazonie, widzisz węża, ponieważ dostrzegasz wzajemne powiązania symboli, ich "intertekstualność", znaczenie symboli, które pojawiają się jako rezonujące z wieloma przestawionymi kulturowymi znaczeniami. Dla ciebie symbol nabiera znaczenia w świetle wcześniejszych zdarzeń lub podobnych zdarzeń w języku, folklorze i sztuce – jako część różnorodnych znaczeń w systemie symboli – a nie tylko postrzegania go jako odosobnionego skrętu.

Marija Gimbutas: Język bogini zaczął się od zbierania przedmiotów z różnych okresów i miejsc w Europie – i po prostu patrzenia na skojarzenia symboli.

James N. Powell: Dostrzegłaś powtarzające się motywy?

Marija Gimbutas: Powtarzające się motywy, a potem przekonałam się, że oto jest, coś! Na początku nie miałam pojęcia, że powinnam go znaleźć. I wtedy zaintrygowało mnie to, a potem podążałam coraz to dalej, a potem mając jedną grupę, zobaczyłam, że była inna grupa, inny kompleks symbolicznych znaczeń, potem trzeci, i wiesz, to było jak gra w grę logiczną. Wtedy zaczęłam rozumieć to, co nazywam "językiem symboliki Bogini".

James N. Powell: Jakie było pierwsze połączenie, które widziałaś? Czy pamiętasz?

Marija Gimbutas: Cóż, ptaki i węże.

James N. Powell: Bogini Narodzin i Bogini Węży?

Marija Gimbutas: Może było to dla mnie najłatwiejsze – było tam tyle figurek z ptakami. Wiele z nich wydobywałam sama, w Macedonii, w północnej Grecji, a szczególnie kiedy wydobyłam w Szwajcarii, absolutnie dominowały. Ja sam znam symbolikę węża. Litwa ma tak wiele węży. Moja matka opowiadała mi o wężach, jak karmiła węże mlekiem. Ta symbolika jest bardzo silna. Moje doświadczenie z dzieciństwa miało wpływ na to, co zobaczyłam jako pierwsze.
Potem, nieco później, symbolikę śmierci. W Boginiach i bogach Starej Europy niewiele jest o śmierci. W Języku Bogini jest znacznie więcej. Teraz widzę, że dominującymi obrazami jest regeneracja. Wszędzie.

James N. Powell: Tak. Ponieważ jednocześnie jest regeneracją?

Marija Gimbutas: Tak, zarówno śmierć, jak i odrodzenie. I to gdziekolwiek się udasz – wszędzie świątynie Bogini są symbolami regeneracji. Wszystkie boginie Malty to boginiami regeneracji. Z jajo-kształtnymi zadkami. Była to wyraźnie symbolika jaj – i tak długo tego nikt nie zauważył [chichocze].

James N. Powell: Świadomość religijna New Age w Stanach Zjednoczonych jest synchroniczna, ponieważ łączy muzykę, "czary", szamanizm Indian amerykańskich, kult Bogini, duchowość wschodnioindyjską, taoizm, świadomość ekologiczną i pokojową, feminizm i wiele innych nurtów w nieco ujednolicony, dość spójny światopogląd. Ten ruch opiera się na twoim studium, aby na nowo zdefiniować, jak kobiety myślą o sobie, o tym, jak mężczyźni myślą o kobietach, o tym, jak myślimy o Ziemi, o tym, jak myślimy o boskości i sprawiedliwości społecznej. Jak się czujesz, wiedząc, że twoja praca naukowa wkracza w strumień popularnego ruchu społeczno-duchowego?

Marija Gimbutas: Po pierwsze, to zbieg okoliczności, zbieg okoliczności. Nigdy nie wyobrażałam sobie! Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę miała wpływ. Ale bardzo mnie to zainteresowało, gdy zobaczyłam, że opieram się na zupełnie innych źródłach – na archeologii, na folklorze. Ten amerykański ruch opiera się głównie na mitologii indyjskiej i innych rzeczach, a ja nigdy nie byłam zaangażowana w te grupy i ruchy. Absolutnie nie miałam czasu – robiąc własną pracę, wykopaliska, pisząc jedną książkę po drugiej – więc byłam całkowicie odizolowana od tego ruchu. Chociaż słyszałam o tym, nie byłam aktywna.
    Nie jestem feministką w aktywnej postaci (śmiech). Jestem oczywiście feministką od urodzenia, ponieważ moja matka była feministką. Ona była pierwszą studiującą kobietą w Szwajcarii, więc miałam od samego początku tę wolność, że jestem równa. Więc nie musiałam być aktywną feministką. Ludzie, zwłaszcza dziennikarze, uważają, że jestem feministką, że cały czas jestem aktywny działaczką. To nie jest prawda. A teraz, po napisaniu książki Boginie i bogowie Starej Europy, zaczęłam dostrzegać, jaki miałam wpływ.

James N. Powell: Wiele osób traktuje cię bardzo, bardzo poważnie.

Marija Gimbutas: Tak, szczególnie artyści. Miałam naprawdę piękne spotkanie z blisko dwudziestoma pięcioma artystami. Każdy z nich powiedział mi, jak bardzo wpłynęłam na ich pracę. Byłam bardzo szczęśliwa. Wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że rzeczywiście mam pewien wpływ. Tak więc był to rodzaj satysfakcji, której nie oczekiwałam.

James N. Powell: To niesamowity zbieg okoliczności – połączenie twojej pracy i amerykańskiej myśli politycznej. To tak, jakby zawsze był Bob Dylan. Ale w pewnym okresie w historii ludzie potrzebowali Boba Dylana – więc pojawił się Bob Dylan.

Marija Gimbutas: Tak. Nagle poczułam, że jestem potrzebna. A jeszcze dziesięć lat temu nigdy nie miałam takiego uczucia. Nigdy. Robiłam swoją pracę.

James N. Powell: Cóż, potrzebowałem cię wcześniej – do mojej indo-europejskiej pracy! Zrobiłem wiele odniesień do ciebie [śmiech].

Marija Gimbutas: Kiedy pisałam o Indo-europejczykach, przez długi czas nigdy nie uważałam ich za okropnych ludzi. Ale spędziłam może piętnaście lat pisząc o broni! Nigdy nie spojrzę na te książki. Nawet ich nie zatrzymam.

James N. Powell: A kiedy czytasz o starej, przedindo-europejskiej Starej Europie, nie widzisz niczego na temat broni.

Marija Gimbutas: Nic.

James N. Powell: Widzisz sztukę.

Marija Gimbutas: I to jest to! Kiedy zaczęłam studiować Starą Europę, czułam, że jestem teraz w moim własnym królestwie. Moja własna sfera zainteresowań. Kiedy byłam mała, lubiłam rzeźbić przedmioty – w drewnie. Prawdopodobnie miałam być artystą, ale nikt tego nie zauważył. Nikt. Nikt mnie w tym nie wspierał. Uczyłam się gry na fortepianie, ponieważ było to modne. Wszyscy to zrobili. Tak też zrobiłam. Ale chciałam rzeźbić. Nosiłam nóż przez cały czas. Odcięty kawałek mojego ciała [śmiech].

James N. Powell: Czy Stara Europa była utopią?

Marija Gimbutas: To była rzeczywistość! Możemy to nazwać "utopią", jeśli chcemy użyć tego słowa.

James N. Powell: Czy cywilizacja bogini Starej Europy była dionizyjska w sensie orgiastyczności?

Marija Gimbutas: Cóż, to wciąż pozostało w greckim rytuale i było w Starej Europie. Tak musiało być. Nie można tego zbyt dobrze udowodnić, ale myślę, że tak właśnie było. Możesz to wyczuć. Ponieważ nie było rodzin patriarchalnych.

James N. Powell: Oczywiście nie byli zbytnio zainteresowani kontrolą populacji. Czy byli w stanie prowadzić beztroską egzystencję, ponieważ żyli w środowisku, w którym nie musieli konkurować o żywność i ziemię? Czy wspólna struktura społeczna była w pewnym stopniu funkcją niskiej gęstości zaludnienia – braku ograniczeń maltuzjańskich?

Marija Gimbutas: Cóż, gęstość zaludnienia rosła. Około 5. tysiąclecia potroiła się lub wzrosła czterokrotnie. Tak więc na końcu jest konkurencja, a osady są chronione przez rowy.
James N. Powell: Ale przedtem?

Marija Gimbutas: Wcześniej brak osobistej własności. Wszystko było wspólne. Religia, jak sobie wyobrażam, zawierała własność zbiorową. Ziemia była wokół wioski i wszyscy tam pracowali.
A nadwyżkę prawdopodobnie trzymano w świątyniach. Podobnie jak na Minojskiej Krecie.

James N. Powell: Nie ma więc prawdziwej presji na te wsie. Nie musieli konkurować z innymi wioskami o jedzenie czy terytorium?

Marija Gimbutas: Nie. Wokól było wystarczająco dużo ziemi od tysiącleci.

James N. Powell: Czy ten sam rodzaj struktury społecznej może istnieć w bardziej zaludnionym środowisku?

Marija Gimbutas: Z tego, co wiemy, funkcjonowała ona od początku okresu rolniczego przez co najmniej dwa lub trzy tysiące lat bez konfliktu. Ale potem zbiegło się to z tym, że lokalnie mieli więcej problemów. Plus ludzie stepów przybyli w tym samym czasie, więc mamy kryzys. Ludzie stepów, Indo-europejczycy, mieli konie. Mieli broń. I, oczywiście, mieli inną strukturę społeczną. Od szóstego i siódmego tysiąclecia p.n.e. patriarchat zaczął się wraz z nimi w południowej Rosji, więc różniły się społecznie.

James N. Powell:
Nomadzi w ogóle są społeczeństwami mniej złożonymi niż osiadłe społeczeństwa rolnicze. Mają mniej folkloru i politykę związaną z umiejętnościami negocjacyjnymi i strategią, a więcej z siłą, mocą i odwagą. Można to zobaczyć na przykładzie ”barbarzyńskich" inwazji na Chiny, kiedy przeniknęły one na południe przez Wielki Mur.
    Myślę, że jednym z problemów kryjących się za krytyką twojej pracy jest to, że twoja praca stanowi zagrożenie dla całej struktury naszej cywilizacji, która opiera się na wartościach indo-europejskich.

Marija Gimbutas: Z bronią, z górskimi fortami, z wojną. To jest cywilizacja? Tylko wtedy nazywamy to cywilizacją [chichotem] – kiedy używano broni. Ale gdyby istniała piękna sztuka i inny rodzaj struktury społecznej, to nie była to cywilizacja. Była to "przed-cywilizacja" – albo zgodnie z tytułem pewnej książki, Before Civilization [śmiech]!

James N. Powell: A co powiesz na folklor, mity? W mitologii greckiej, a także w mitologii indyjskiej, odkrywasz, że przedindustrialna Wielka Bogini staje się żoną lub małżonką, przedmiotem gwałtu indo-europejskiego Boga Niebios. Nie jest już wolna i samowystarczalna.

Marija Gimbutas: Tak, Hera zostaje żoną Zeusa – w mojej litewskiej mitologii główna bogini nigdy nie została żoną indo-europejskiego Boga Świecącego Nieba. Byli razem. Oboje – bardzo ważni – oboje pojawili się w najważniejszym rytuale, stojącym obok siebie. Oboje są bardzo ważne. Oboje są władcami [chichocze].

James N. Powell: Jak myślisz, dlaczego zachowała niepodległość na Litwie, podczas gdy w Grecji, Bogini została podporządkowana?

Marija Gimbutas: Cóż, to dobre pytanie. Bóg Świecącego Nieba jest bardzo dobrze zachowany w łotewskich pieśniach mitologicznych. Ten Bóg jest raczej łagodny. Jest on, mimo że wojownikiem, takim dobrodusznym męskim Bogiem. Być może nie był tak silny, aby zmusić boginię do małżeństwa (śmiech). W każdym razie nie wiemy, dlaczego tak się stało, ale oboje są ważni.

James N. Powell: W niektórych książkach, popularnych, nienaukowych książkach o Bogini, pojawia się dychotomia: zdominowana przez mężczyzn patriarchalna religia podkreśla transcendencję, ducha. Religia bogini podkreśla ciało, ziemię, immanencję.

Marija Gimbutas: Cóż, jeśli chcemy sklasyfikować, może to prawda. Ale wszystkie te wizerunki bogini nie są czystymi ciałami. Tak nie jest. Ona jest Bóstwem, nawet jeśli jest portretowana z piersiami i pośladkami. To są symbole. Ta sztuka była czysto symboliczna, a symbol jest już abstrakcją. To nie jest ciało. Więc nie powinniśmy tak klasyfikować. Chociaż bogowie indo-europejscy i chrześcijańscy są bardziej lub mniej transcendentni, a staro-europejskie boginie przedindo-europejskie są bardziej ziemskie. To prawda, ale nie do końca.

James N. Powell: Czy bogini starej Europy jest androgyniczna?

Marija Gimbutas:
Cóż, tak. Ponieważ ona ucieleśniała w Niej wszystkie moce natury, mężczyznę i kobietę razem. Nie byli rozdzieleni. Jest wiele rzeźb, w których ma falliczną głowę [śmiech]. To jest jej stymulacja siły i życia. Starożytni Europejczycy naprawdę potrafili wykorzystać seks-symbolikę – fallusy i kobiece genitalia. Obracasz przedmiot w jedną stronę, widzisz żeńskie genitalia. Odwracasz to w drugą stronę, widzisz męskie genitalia. Połączyli płcie w jednym przedmiocie. Całkiem ekscytujące.

James N. Powell: Tak, ponieważ jeśli potrafisz to zrobić w sobie, jesteś kompletny. Ale czy Staro Europejczycy wiedzieli o ptakach i pszczołach? Czy oni wiedzieli, skąd pochodzą dzieci?

Marija Gimbutas: Nie możemy odtworzyć roli ojca przez bardzo długi czas. Ponieważ w religii widzimy, że ojciec w rzeczywistości nie istnieje. Matka tam jest, ponieważ od bardzo wczesnych czasów ludzie obserwowali narodziny oraz ciążę. To były wyraźne fakty z życia. Ale rola ojca była nieznana. Przez cały czas paleolitu, starą epokę kamienia, w jakim czasie zaczęli rozumieć, nie możemy tego udowodnić. Trudno to określić.

James N. Powell: Po prostu widzieli chudą dziewczynę, która pewnego dnia przechodziła, a ona po prostu stawała się coraz większa, jak księżyc, albo gruszka na drzewie owocowym.

Marija Gimbutas:
To jest jak drzewo owocowe. Właśnie dlatego obchodzono narodziny. A jak wiadomo, religia odzwierciedla strukturę społeczną. Więc jeśli istnieje Bogini i nie ma Ojca Boga, struktura społeczna musi być matrylinearna. To raczej jasne.

James N. Powell: Czy jest jakiś aspekt Bogini, który jest twoim ulubionym?

Marija Gimbutas:
Kiedy podróżowałam do Indii, lubiłam Lakshmi i Saraswati, ale naprawdę lubiłam Kali [śmiech]!

James N. Powell: Cóż, ona jest prawdziwą feministką!

Marija Gimbutas: Na Litwie mamy tę samą Boginię-Raganę-Widzącą. Bardzo ważne.

James N. Powell: Dlaczego Indie odniosły większy sukces w absorpcji indo-europejskich najeźdźców i pacyfikowaniu ich niż Europejczycy?

Marija Gimbutas: Tak, matriarchalne podłoże ma większy wpływ w Indiach niż w wielu innych częściach świata. W Europie mit jest hybrydyzacją: pięćdziesiąt procent patriarchalnej i pięćdziesiąt procent starej europejskiej mitycznej bogini. Ale w Indiach zachowuje się może siedemdziesiąt pięć procent starej religii Bogini.

James N. Powell: Tak, religia bogini jest duża w Indiach, nawet dzisiaj.

Marija Gimbutas: Jedziesz do Indii, widzisz Boginie. Najbardziej ekscytującą rzeczą, jakiej doświadczyłam w moim życiu, była moja podróż do Indii. Bardzo to kochałam. Istnienie starej religii było dla mnie bardzo ekscytujące: świątynie, tysiące i tysiące rzeźb Bogini, gdziekolwiek jesteś. Niesamowite.

James N. Powell: Czy są w Europie miejsca, takie kulturowe "wyspy", które wciąż zachowały w jakimś stopniu resztki cywilizacji Starej Europy, które pozostały odporne na proces indo-europejizacji i na patriarchat?

Marija Gimbutas: Jest kilka. Baskowie w Pirenejach to jedno miejsce. Struktura społeczna jest tam nadal bardzo matrilinealna, nawet teraz. Religia baskijska może być zrekonstruowana jako religia czystej Bogini, w której nadal czczą Boginię Matkę.

James N. Powell: A ich język nie jest indo-europejski.

Marija Gimbutas: Non-Indo-Europejski. Uważa się, że język jest dziedziczony nawet z górnego paleolitu. Ten sam język bez żadnych zakłóceń, ma powiedzmy około 30 000 lat. Lingwiści uważają, że ten język przez długi czas pozostawał taki sam, jak religia. Jeśli przejdziemy przez folklorystyczne materiały, znajdziemy ślady tej samej religii, które odnajdujemy poprzez archeologię, religię Bogini. Również w społeczeństwie Basków mamy ślady systemu matrilinealnego, szczególnie w historycznych zapisach.
    Jeśli cofniemy się w czasie, w Szkocji, podobnie, matrylinearny. Trzeci to Etruskowie, przed Rzymianami. To są główne "wyspy" znane z historii.
    Następnie, jeśli przejdziemy do Herodota, V wiek p.n.e., wspomina on o wielu plemionach na obszarze Morza Egejskiego i zachodniej Turcji, które są matrylinearne. Aż do Herodota stary system był wciąż żywy. Nie mówiąc o Krecie. Kreta jest matrylinearną wyspą przez cały epokę brązu i wczesną historię.
    Dzisiaj, jeśli podróżujesz przez wyspy Morza Egejskiego, od jednej wyspy do drugiej, możesz zobaczyć pozostałości systemu matrylinearnego. Te społeczeństwa są rządzone przez matkę, a nawet matka jest zwierzchnikiem Kościoła!
    We wszystkich krajach północnoeuropejskich, germańsko-języcznych, krajach bałtycko-języcznych, krajach słowiańsko-języcznych – we wszystkich tych kulturach istnieje wiele śladów przetrwania systemu staro-europejskiego. Jeśli przeanalizujesz historyczne zapisy legend, zobaczysz, że chłopiec lub książę musi odejść od swojej rodziny i szukać księżniczki – i poślubić księżniczkę – zostać królem, tam, gdzie mieszka księżniczka, a nie w jego domu! Co to jest !? Tak, to było żywe w VIII-XIII wieku.

James N. Powell: Czy wierzysz, że Bogowie i boginie są czysto socjologicznymi wynalazkami, po prostu konstruktami ludzkiej wyobraźni? Czy boginie są rzeczywiście boskimi istotami? Czy Kali, Matka Boska, Afrodyta i Wielka Matka Bogini istnieją gdzieś w ich niebiosach i lokach?

Marija Gimbutas: [Zamyślona] Po pierwsze, religia jest odbiciem struktury społecznej. Najwcześniejsza ludzka struktura społeczna była matrylinearna z powodu naturalnej sytuacji, w której rodziły się dzieci. Ojciec prawdopodobnie nie był znany od bardzo dawna w historii. Matki rodziły dzieci i w ten sposób wzrastał system matrylinearny. Bogini była odbiciem obrazu matki, a kobieta rodziła, więc i Bogini rodziła. Także totemy, obrońcy rodzin jakiejkolwiek jednostki – ptaka, może także węża – i od tych opiekunów również powstał obraz. Więc nie ma jednego pochodzenia, ale może kilka.

James N. Powell: Czy więc wszyscy Bogowie lub Boginię są odbiciem rzeczywistości społecznej?

Marija Gimbutas: Czy to nie zwykła refleksja, ale filozoficzna myśl – skąd się bierze życie? Dokąd zmierzamy? Wszystkie pytania zostały zadane. Więc kobieta tworzyła życie.

James N. Powell: Ale kto stworzył kobietę? Czy Bogowie i Boginie naprawdę istnieją?

Marija Gimbutas: Przez setki tysięcy lat, jeśli nie miliony, na obiektach Dolnego Paleolitu były boskie symbole. Są już tam, więc rozwijały się przez bardzo, bardzo długi czas. Rzeźby Bogini zaczynają się około 40 000 lat p.n.e. Ale wtedy mamy w Środkowym Paleolicie, trójkąty itp., które kontynuują się w Górnym Paleolicie. Jeśli pójdziemy do Dolnego Paleolitu, znajdziemy ręczne topory, trójkąty. To są symbole! Są miniaturowe. Nie są narzędziami, są symbolami. Zaczynają się milion, dwa miliony lat temu!

James N. Powell:
Czy wierzysz, że wizerunek Bogini Matki powstaje z powodu odziedziczonego w psychice wizerunku, w co wierzą zwolennicy Junga, czy jest dziedzictwem kulturowym po narodzinach?

Marija Gimbutas: Jest dziedziczna. Istniał przez tak długi czas, że nie możemy pozbyć się tych archetypów. Są w pewnym sensie tutaj od zawsze. Przez wiele milionów lat były dziedzictwem kulturowym. Potem przybyli patriarchowie i podporządkowali cały kontynent, krok po kroku. Ale obrazy, które istniały tak długo, nie zniknęły. Są nadal z nami. W naszych snach. Nawet jeśli nie mamy kościołów, w których czcimy Boginie Matki – czcimy Ojca Boga – ale w naszych snach mamy obrazy Bogini Matki. Niektóre aspekty Jej.

James N. Powell: Czy doświadczasz transcendentnego aspektu Bogini? Czy ona jest istotą duchową?

Marija Gimbutas: Boginię można dotknąć, Bóg chrześcijański jest wysoko. Nie możesz dotknąć tego starego brodatego mężczyzny – ani Chrystusa. Ale Bogini zostawia ślady stóp, choć ma również wymiar duchowy. Jeśli wrócimy do drugiego wieku, The Golden Ass.

James N. Powell: Tak, u Apuleiusa! W ostatnim rozdziale opis Bogini jest piękny. To przypomina mi doświadczenie Ramakrishny. Pod wieloma względami ta debata – czy Bogini istnieje, czy istnieje? – jest naprawdę głupia w świetle doświadczenia Ramakryszny. Nie mógł uciec od Niej. Gdziekolwiek się obrócił, Ona tam była – ta świetlna obecność we wszystkim, Matka Wszechświata, łono wszystkiego, świeciła dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mógł uciec.

Marija Gimbutas: To samo.

James N. Powell: Czy wierzysz, że samo zmienienie płci naszego obiektu kultu spowoduje harmonię społeczną?

Marija Gimbutas: Powiedziałabym, że tak. Struktura społeczna przeplata się z religią. Już mamy bardziej zrównoważone społeczeństwo, więc zmiany muszą nadejść. A w religii, kobiety są kapłankami nawet w chrześcijańskich kościołach. W niektórych kościołach tutaj w Kalifornii mamy już kobiety kapłanki. Tak więc zmiana jest widoczna, ale nadal ta transformacja od męskich bogów do żeńskich bogiń nie zyskała szerokiej akceptacji. Zmiana się rozpoczęła, transformacja musi nadejść. Tylko wtedy będziemy mieli równowagę sił. To jest bardzo ważne.

                                                                                                          James N. Powell, Santa Barbara




czwartek, 13 grudnia 2018

Jak powstała koncepcja Gai - żyjącej, samoświadomej planety

Tekst pochodzi z książki Stephena Hardinga, Animate Earth: Science, Intuition and Gaia.

Tłumaczenie: Piotr Kawecki


Brytyjski naukowiec i wynalazca James Lovelock, znany jest z teorii samoregulującej się Ziemi, którą nazwał imieniem Gaja. Lovelock natknął się na koncepcję żywej Ziemi pracując dla NASA w 1960 roku nad problemem wykrywania życia na Marsie. Lovelock był dobrze znany jako wynalazca detektora wychwytywania elektronów (ECD), wyjątkowo delikatnego instrumentu, który dostarczył danych do szokującego odkrycia, spopularyzowanego przez Rachel Carson w jej książce Silent Spring, że DDT i inne niebezpieczne pestycydy były szeroko rozprzestrzenione w całej biosferze, szczególnie u zwierząt stojących wysoko w łańcuchu pokarmowym, takich jak ptaki drapieżne.

NASA potrzebowała kogoś, kto zaprojektowałby przyrząd do wykrywania życia, który można umieścić na pokładzie misji na Marsa. Było dla nich jasne, że Lovelock ma odpowiednie kwalifikacje do tego zadania, ale jak się okazało, nie spodziewali się jego zadziwiającej zdolności do twórczego holistycznego myślenia. Naukowcy zaangażowani w projekt wykrywania życia próbowali opracować instrumenty, które próbkowałyby materiał na powierzchni Marsa pod kątem organizmów podobnych do tych na Ziemi i ich produktów biochemicznych, ale Lovelock podejrzewał, że takie eksperymenty nie przydadzą się, jeśli
biochemiczne i fizyczne życie na Marsie różni się od życia na Ziemi, lub jeśli lądownik znajdzie się w regionie, na którym życie było po prostu nieobecne. Kiedy zastanawiał się, czy holistyczne podejście może być bardziej odpowiednie, w umyśle Lovelocka pojawiła się błyskotliwa intuicja: być może dałoby się wykryć życie na Marsie na poziomie całej planety, analizując jego atmosferę. W końcu, jak rozumował, życie radykalnie zmienia atmosferę Ziemi, wykorzystując ją jako źródło surowców i jako magazyn gazów wydychanych, takich jak tlen i metan, utrzymując naszą atmosferę daleko od równowagi chemicznej i czyniąc ją wysoce reaktywną. Być może to samo dotyczy Marsa, jeśli posiada życie. NASA powitała tę propozycję z entuzjazmem, a więc Lovelock rozpoczął pracę nad instrumentem służącym do analizy marsjańskiej atmosfery, która miała zostać umieszczona na pokładzie misji Viking na Czerwoną Planetę. Potem uderzyło nieszczęście. Rząd USA odwołał misję, a praca Lovelocka została przerwana.

Ale to nie był koniec pomysłu Lovelocka. Intensywność jego pracy nad wykrywaniem życia przygotowała grunt dla zaskakującej intuicji, która znacznie poszerzyła nasze zrozumienie naszej planety. Pewnego popołudnia we wrześniu 1965 r. astronom Lou Kaplan przywiózł najnowszy zestaw danych z teleskopu Pic de Midi we Francji do biura Lovelocka, gdzie pracował z filozofką Diane Hitchcock. Dane z Pic de Midi ujawniły atmosferyczne kompozycje Marsa i Wenus. Lovelock nie wiedział nic o Gai, kiedy zaczął rozważać te dane. Nigdy nie myślał o Ziemi jako żywym organizmie, ale miał wkrótce otrzymać wgląd, który zrewolucjonizował nasze naukowe rozumienie naszej planety i naszego miejsca na niej, wgląd dziwnie zgodny z animistycznym wyobrażeniem tradycyjnych ludów na całym świecie i przednaukowym Zachodzie.


Będąc uzdolnionym chemikiem, Lovelock szybko zorientował się, że dane Pic de Midi mają mocny przekaz, ponieważ atmosfery Marsa i Wenus znajdowały się w równowadze chemicznej, składającej się głównie z dwutlenku węgla. W ogóle nie zachodziły tam reakcje chemiczne, podobnie jak na imprezie, na której wszyscy są całkowicie wyczerpani i zasypiają, kiedy nikt nie ma energii do rozmowy, wymiany adresów i numerów telefonów, tańca i zaproszeń na kolejne spotkanie. Atmosfera Ziemi jest diametralnie różna, pełna gazów, które reagują na siebie szybko i czasami gwałtownie w obecności światła słonecznego, takich jak tlen i metan, dając wodę i dwutlenek węgla. Atmosfera na Ziemi jest więc daleka od równowagi i wykazuje niesamowitą aktywność chemiczną wśród swoich reaktywnych gazów, podobnie jak impreza na pełnych obrotach, gdzie ludzie mają dużo energii do tańca i do ożywionych rozmów.


Kontrast między atmosferą Ziemi i Marsa zadziwił Lovelocka i pomyślał, że różnica musi wynikać z obecności życia na powierzchni Ziemi. Życie wytwarza tlen za pomocą fotosyntezy, w której organizmy, takie jak rośliny i fitoplankton (być może trafniejszą nazwą byłoby, "fotoplanktonem") wykorzystują energię słońca do podziału wody, dając wodór, który łączą się z dwutlenkiem węgla wdychanym z atmosfery, tworząc cukry o dużej energii. W tym procesie tlen jest uwalniany w powietrzu, gdzie reaguje z metanem wytwarzanym przez bakterie w błocie na dnie jezior, w osadach morskich i jelitach roślinożernych, takich jak termity, krowy, a nawet od czasu do czasu wszystkożerne stworzenia, takie jak my. Lovelock powiedział NASA, że misja Wikingów nie znajdzie życia na Marsie tylko dlatego, że jego atmosfera, będąca głównie dwutlenkiem węgla, mówi wymownie o martwej planecie.


Ale krytyczny wgląd nie przyszedł mu do głowy, dopóki nie natknął się na zagadkowy fakt geologiczny, że proporcja tlenu w atmosferze ziemskiej przez ostatnie 300 milionów lat pozostawała w przybliżeniu stała na poziomie mieszkalnym. Kiedy zastanawiał się, jak mogłaby powstać ta niezłomność, zaskakujący pomysł uformował się w jego świadomym umyśle. Z pewnością, pomyślał, ilość tlenu w atmosferze powinna zmieniać się nieprzewidywalnie na długich odcinkach czasu geologicznego, ponieważ świeżo wytworzony tlen i metan pochłonęłyby się nawzajem w ciągu kilku dni, dając dwutlenek węgla i wodę? Właśnie wtedy w jego przenikliwym dociekliwym umyśle zrodziła się niesamowita świadomość. Być może życie było w jakiś sposób związane nie tylko z wytwarzaniem atmosferycznych gazów, ale także z regulowaniem ich obfitości, utrzymując je na poziomach odpowiednich dla życia przez długi czas. Lovelock wiedział aż nazbyt dobrze, jak organizmy wykonują podobne samoregulujące manewry we własnym ciele, utrzymując cały szereg substancji takich jak cukier we krwi i hormony na podtrzymujących życie poziomach pomimo różnego rodzaju stresów, zaburzeń i zakłóceń. Ośmielił się pomyśleć o tym, co nie do pomyślenia – że planeta jest w istocie ogromnym żywym organizmem z własną niezwykłą zdolnością do samoregulacji. Oto, jak on sam opisuje ten moment urzeczywistnienia:


Dla mnie osobiste objawienie Gai nastąpiło dość nagle – jak błysk oświecenia. Byłem w małym pokoju na ostatnim piętrze budynku w Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie w Kalifornii. To była jesień 1965 roku… i rozmawiałem z koleżanką Diane Hitchcock o dokumencie, który przygotowywaliśmy… . W tym momencie przyszła mi do głowy niesamowita myśl. Atmosfera Ziemi była niezwykłą i niestabilną mieszanką gazów, ale wiedziałem, że jest ona stała w kompozycji przez dość długi czas. Czy to możliwe, że życie na Ziemi nie tylko tworzyło atmosferę, ale również ją regulowało – utrzymując ją w stałej kompozycji i na poziomie korzystnym dla organizmów?

Lovelock dokonał dwa zaskakujące spostrzeżenia. Wyglądało to tak, jakby był odkrywcą w dalekim kraju, który, chwiejąc się na nogach po odkryciu dzikiej, oświetlonej słońcem rzeki, spadającej w spektakularny wodospad, oniemiał z wrażenia widząc przez szczelinę między drzewami kolejną potężną kaskadę, pogrążającej się w wodzie, by przepaść w głębi lasu. Pierwszy wgląd polegał na tym, że życie regulowało skład atmosfery nad czasem geologicznym; drugim, logicznym rozwinięciem pierwszego było to, że życie musi również regulować temperaturę naszej planety.
Zauważył, że spostrzeżenia są opisane przede wszystkim bardzo ogólnie. Gaja (choć jeszcze nie spotkał się z tym imieniem) była "objawieniem" i "wspaniałą myślą". Sugeruje, że mogło to być głębokie doświadczenie, podobne do nawrócenia Leopolda w górach Nowego Meksyku, i rzeczywiście tak było, ale głębokie doświadczenie Lovelocka przybrało formę dwóch potężnych intuicji, które natychmiast przełożył na hipotezę naukową. Od tego momentu intuicyjne połączenie Lovelocka z Gają miało stopniowo wzrastać, podobnie jak powolny wzrost kryształów siarczanu miedzi w super nasyconym roztworze.


Podekscytowany zadziwiającą ideą żywej Ziemi, Lovelock próbował wyjaśnić swój pomysł kolegom z NASA, ale żaden z nich naprawdę nie rozumiał, o co mu chodzi. Szukał nazwy dla swojego wglądu i kapryśnie grał z możliwością nazywania go hipotezą BUST – "Biocybernetic Universal System Tendency” (B
iocybernetyczna tendencja uniwersalnego systemu). Gdyby użył tej nazwy, idea samoregulującej się, żywej Ziemi mogłaby łatwo zaczepić się w głównym nurcie naukowym, ale wybrał przywołanie imienia nadanego przez Greków dla boskości Ziemi, która nie podobała się nauce. Jednak pewna wybitna uczona – Lynn Margulis, zareagowała z wielkim entuzjazmem, kiedy po raz pierwszy usłyszała o pomyśle Lovelocka. To amerykańska ewolucjonistka słynąca z dostarczenia przekonujących dowodów, że fuzja bakterii około 2000 milionów lat temu, dała początek złożonym komórkom, które znamy z dzisiejszych organizmów, takich jak ssaki i rośliny. Margulis pomogła Lovelockowi sformułować jego teorię z wieloma szczegółami o tym, jak drobnoustroje wpływają na atmosferę i inne cechy powierzchni naszej planety, ale nazwa "Gaja" dla pojęcia samoregulującej się Ziemi, została podana Lovelockowskiemu przez Williama Goldinga, człowieka nadzwyczaj zdolnego, który był nie tylko laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, ale także fizykiem i klasycznym uczonym.

Pewnego popołudnia w latach sześćdziesiątych James Lovelock i William Golding szli razem na pocztę w wiosce Bowerchalke w Wiltshire, gdzie obaj mieszkali. Idąc, Lovelock wyjaśnił
Goldingowi swoją wizję samoregulacji Ziemi, a ten ostatni był głęboko pod wrażeniem idei naszej planety, jako wspaniałej żywej istoty. Czując, że to niezwykłe pojęcie ma wiele wspólnego ze starożytną grecką boskością Ziemi – z samą Gają – Golding powiedział Lovelockowi, że ten wielki pomysł potrzebuje odpowiednio sugestywnego imienia. Golding ostrożnie, wymówił słowo "Gaja" w otaczające powietrze, które wirowało pomiędzy dwoma przyjaciółmi jak tajemniczy słuchacz w drzwiach świadomości. Ziemia wstrzymała oddech, kiedy neurony w mózgu Lovelocka zaczęły się rozpalać, ponieważ w końcu była możliwość, że jej żywa obecność ponownie została rozpoznana przez kulturę, która właśnie w tym momencie bezmyślnie dewastowała jej wielkie, dzikie ciało. Ale Lovelock źle zrozumiał sugestię Goldinga, myśląc, że musi to odnosić się do wielkich "wirów", które wirują nad rozległymi obszarami oceanu i powietrza. Wspierany przez dziwne poczucie pilności, Golding spróbował jeszcze raz, wyjaśniając, że mówił o niczym innym niż starożytnej i niegdyś czczonej greckiej boskości Ziemi. Jeszcze raz słowo "Gaja" rozbrzmiewało w powietrzu między dwoma przyjaciółmi, ale tym razem Lovelock poprawnie zrozumiał imię i poczuł dziwne uczucie, że w końcu odnalazł nazwę, jakiej szukał. Być może jednak nie tylko Lovelock doświadczył rozkoszy, gdyż mogło być tak, że w tym samym czasie niezliczone drobnoustroje, wielkie wieloryby, płodne lasy deszczowe, szerokie niebieskie oceany, skały i powietrze, a nawet całość życia, wszyscy radowali się z tego, że ta chwila może w końcu zasygnalizować początek końca naszego przestarzałego, zabójczo obiektywizującego postrzegania Ziemi.