piątek, 14 czerwca 2019

Świadectwo Suzanne Segal: Życie bez osobistego „ja”

W swojej autobiograficznej książce: Zderzenie z nieskończonością: życie poza osobistą jaźnią Suzanne Segal opisuje kolejne lata zmagania się z przerażającym, nieustającym alarmem umysłu, który uznawał, że z jej świadomością jest coś nie tak, ponieważ od tego pamiętnego dnia, gdy wsiadała do autobusu na paryskiej ulicy, całkowicie i nieodwracalnie utraciła poczucie swojej osobistej tożsamości.



Suzanne Segal: Collision with the infinite: A life Beyond the Personal Self, Blue Dover Press 1998

Tłumaczenie: Piotr Kawecki



Wprowadzenie

Jako ludzie Zachodu, którzy szukają duchowej transformacji, musimy sobie nawzajem pomagać, dzieląc się naszymi historiami. Ponieważ napotykamy duchowe doświadczenia w sposób, w jaki Wschód tego nie robi, musimy zebrać nasze relacje o transformacji, aby stworzyć nowe „starożytne teksty”, które dostarczają zachodnich map duchowego terytorium. Historie przodków opisywały drogę, która od tamtej pory wznosiła się wzdłuż nowej konstrukcji. Tak jest z drogami. Kiedy myślimy, że doskonale je znamy, ktoś przychodzi i buduje nowe stacje benzynowe lub sygnalizatory uliczne lub sklepy spożywcze, a my musimy ponownie odnaleźć kierunki, korzystając z nowych punktów orientacyjnych.

Poniższa historia jest moim wkładem w nowoczesną wersję starożytnych tekstów. Jest to opis czternastu lat po całkowitym i nieodwołalnym rozbiciu osobistej tożsamości, permanentnym wyłączeniu i odpadnięciu wszystkiego, co nazwałam moją indywidualną jaźnią. Ta głęboka przemiana została opisana w wielu klasycznych tekstach duchowych Wschodu. Jednak z powodu moich przekonań kulturowych, wychowania, wartości i lęków spotkałam się z tym w sposób szczególnie zachodni. Doświadczenie było tak odmienne od wszystkiego, co wcześniej sobie wyobrażałam lub rozumiałam, że jego asymilacja zajęła więcej niż dziesięć lat. W tym czasie poszukiwałam pisemnych relacji o podobnych doświadczeniach, które mogłyby mi pomóc w najtrudniejszych i przerażających czasach reakcji umysłu na całkowicie niewzruszoną pustkę „braku-mnie”, ale żadnej nie znalazłam. Książka ta zrodziła się z pragnienia zapewnienia kontekstu i towarzysza dla tych, których przeznaczeniem jest doświadczanie pustki osobistej jaźni, pchającej się w niewyobrażalny sposób na pierwszy plan.

Doświadczenie braku-ja niesie ze sobą zaprzestanie osobistej historii, usuwając na zawsze „osobę”, której dotyczą te wydarzenia. Historia pozostaje tylko opowieścią, narracją bez autora, wydarzeniami bez osobistego znaczenia; nie należy już ani nie odnosi się do „mnie".

Na Zachodzie panuje przekonanie, że aby funkcjonować w świecie, trzeba posiadać osobową jaźń – że jaźń utrzymuje wszystko razem i istnieje jako to, czym jesteśmy. Uważa się, że bez jaźni można być zredukowanym do formy zidiocenia lub szaleństwa, a żadna nie przypomina czyjejś myśli o przebudzeniu do prawdy.

Jako ludzie Zachodu nie możemy powstrzymać się od przerażającej perspektywy, że indywidualne ja ujawni się jako puste. Wszakże na Zachodzie osobiste ja jest uważane za najwyższą wartość. Ta historia będąca opisem stanu życia w każdej chwili bez osobistego punktu odniesienia wyjaśnia, że nie jest to stan niefunkcjonalny. Kronika tego „życia poza osobistą jaźnią” stanowi nowoczesną wersję tego, co opisali przodkowie, ale dodaje doświadczenie samej podróży, której nie przedstawili. Nawet gdyby opisali swoje doświadczenie podróży, z pewnością byłaby zupełnie inna, ponieważ żyli w kontekście kulturowym, który uhonorował, a nie dewaluował, lub zafałszowywał ich doświadczenie.

Słuchając sugestii mojego edytora zawarłam historię tego, kim „ja" byłam, zanim „ja" odeszło. Pisanie o osobie, którą była Suzanne Segal, zanim jej osobiste „ja" odpadło, było wyzwaniem. Historia tego życia jest fikcją o postaci, która już nie istnieje. Osoba, która pisze tę książkę, jest osobą pozbawioną osobistej tożsamości, ale zachowuje pamięć historii, która nie pasuje do tradycyjnych wyobrażeń o tym, jak wygląda przebudzenie. W rzeczywistości świadomość, że przebudzenie może nie odpowiadać tradycyjnym obrazom, jest jednym z najważniejszych przekazów, jakie to życie musi przekazać.

Nie popełniaj błędu, czytając historię Suzanne Segal poszukującą wydarzeń z dzieciństwa, które „spowodowały” późniejsze odpadnięcie self. W pracy nie ma liniowej przyczynowości. Potężny wpływ zachodniej psychologii w naszej kulturze doprowadził wielu do przekonania, że korzenie wszelkiego ludzkiego doświadczenia tkwią we wczesnym dzieciństwie, i że teorie psychologiczne mogą wyjaśniać dowolny punkt kontinuum. Wydarzenia naszej przeszłości mówią nam o osobistym, a nie bezosobowym; o indywidualnej jaźni, a nie o uniwersalnej Jaźni. Istotne jest, aby ta historia była czytana z przestronną świadomością, która unika redukcjonistycznej kategoryzacji lub psychologicznej tendencji do patologizowania.

Podczas czytania pamiętaj też, proszę, że formuły językowe zobowiązują do używania zaimków osobowych w przekazywaniu doświadczenia, które nie jest już osobiste. „Ja”, które czytasz na papierze, nie odnosi się do nikogo, ale nie można opowiedzieć historii bez użycia słów takich jak „ja", „mnie" i „moje”. Tajemnica, w której wszystkie przebywa, jest nieskończenie rozległa.



Suzanne opisuje swoje dzieciństwo, studia i zetknięcie się z medytacją transcendentalną. Potem jej losy przenoszą się do Paryża, gdzie szukała ucieczki od poprzedniego stylu życia, całkowicie porzucając jakąkolwiek praktykę medytacyjną. Poznaje przystojnego francuskiego lekarza, wychodzi za mąż i …
 

Rozdział 4 opisuje, co stało się dalej…




4. Zderzenie z pustką


Chwała pustce, która oczyszcza egzystencję.
Istnienie:
To miejsce stworzone z naszej miłości do tej pustki!
Jednak kiedy przychodzi pustka, ta egzystencja odchodzi.
Chwała, że tak dzieje, bez końca!
Przez lata wyciągałem własne istnienie z pustki.
Potem jeden skok, jedno zamachnięcie ręki, ta praca jest skończona.
Wolny od tego, kim byłem, wolny od obecności, 
wolny od niebezpiecznego strachu, nadziei, wolny od górzystych oczekiwań.
Góra tu i teraz jest maleńkim kawałkiem słomy rozrzuconej w pustkę.
— Rumi

Wraz z upływem pierwszych miesięcy mojej ciąży, życie stawało się coraz trudniejsze. Z perspektywy czasu widzę, że radykalna zmiana rzeczywistości, która miała nastąpić, zaczęła się ujawniać od dnia, w którym uświadomiłam sobie, że poczęłam. Wkrótce po sprawdzeniu, że naprawdę jestem w ciąży, Claude i ja pojechaliśmy dwadzieścia mil do mieszkania jego rodziców, aby przekazać wiadomość, że niedługo będą dziadkami. Kiedy poruszaliśmy się zatłoczoną autostradą, zauważyłam kłopotliwe uczucie. Moje ciało zdawało się rozpuszczać, tracąc swoją solidność i rozpadając się w otaczającym mnie powietrzu. Kiedy patrzyłam przez swoje oczy, tak naprawdę postrzegałam formę mojego ciała jako odmienioną, gdy przenikała ją przestronna, mglista świetlistość, która wymazywała wcześniej odrębne granice. Powietrze było zrobione z tej samej jasności, która rozciągała się tak daleko, jak oko mogło sięgnąć we wszystkich kierunkach. Czułam się coraz bardziej nielokalna, tak jakby „ja” nie było nigdzie w tej świecącej mgle, ale wszędzie na raz.

Kiedy spojrzałam na Claude'a, który opowiadał mi jakąś historię o jednym ze swoich pacjentów, wydawał się być daleki i nieosiągalny przez ogromną jasność. Odwrócił się do mnie na krótko, żeby upewnić się, czy go słucham, a potem zapytał, czy wszystko w porządku. „W porządku” – odpowiedziałam słabo – „w porządku”. Panika zaczęła się wzmagać, a ja nie mogłam zaryzykować powiedzenia więcej. Potem z zaciekłością wybuchła panika, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się przerażające myśli. Szalałam, mówiłam te myśli, traciłam kontrolę nad rzeczywistością, stając się niefunkcjonalna. Odwróciłam się do Claude'a i szukałam tematu, na który można by porozmawiać, aby odwrócić uwagę od doświadczenia rozpuszczenia się w powietrzu.

Rozmawialiśmy przez chwilę o najnowszym romantycznym zainteresowaniu jego brata – ile miała lat, jak się poznali – a potem Claude rozpoczął dość długą i skomplikowaną historię o incydencie, który jego brat opisał mu dzień wcześniej przez telefon. Kiedy usadowiłam się z powrotem na swoim miejscu i słuchałam, starałam się skupić na jego słowach, w celu powrotu do solidnej rzeczywistości. Ale uczucie bycia daleko pozostało i miało trwać przez kilka dni, podobnie jak wyraźne odczucie, że powietrze było nasycone świetlistą mgłą. Ta zmiana percepcji była tak niepokojąca, że nie byłam w stanie nic robić, ale celowo i obsesyjnie próbowałam odwrócić uwagę od tego, co się dzieje.

Kiedy dotarliśmy do domu rodziców Claude'a, podekscytowana ogłosiłam ciążę i z ożywieniem rozmawiałam ze wszystkimi o macierzyństwie i wychowaniu dzieci. W ciągu następnych kilku dni rzuciłam się w problemy codziennego życia, wyłącznie w celu wymazania i próby zapomnienia o istniejącej zmianie postrzegania.

Mniej więcej w tym czasie kolejne przesunięcie percepcji zaczęło manifestować się w dyskretnych incydentach, które trwały od kilku minut do kilku godzin. Podczas tych epizodów świat wydawał się być wielowymiarowy, jak gdyby była to scenografia filmowa wycięta z tektury bez niczego z tyłu. Paryska sceneria wydawała się płaska, pusta i podobna do kreskówki, pozbawiona trzeciego wymiaru i solidności. Ponadto wszystkie wyraźne krawędzie, które wcześniej oznaczały separacje między przedmiotami, nabrały rozmytej płynności bez wyraźnego rozgraniczenia, płynąc razem w ruchu przypominającym ocean. Przedmioty, które wcześniej wydawały się stabilne, teraz zdawały się być jednocześnie większe i oddalone, pulsując delikatnie w jednym ruchu życia, utrzymując się w ich własnych warstwach percepcyjnych, które były nieosiągalne dla mojego zdumionego umysłu. Za każdym razem, gdy następowały te zmiany, przerażenie pojawiało się natychmiast i narastało przez cały czas trwania.

Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Przypuszczałam tylko, że ciąża dotyka mnie w dość osobliwy sposób i odetchnęłam z ulgą, gdy zmiany w końcu ustąpiły i wróciłam do tego, co uważałam za mój normalny stan percepcyjny. Zupełnie  nieprzygotowana na coś tak radykalnego, te zmiany mnie przerażały. Stałam się nadmiernie czujna wobec wszystkich zmian w moim zwykłym sposobie postrzegania, próbując wyizolować, co może powodować ich wystąpienie. Przeglądnęłam długą listę możliwości, od konkretnych pokarmów po ilość snu lub ćwiczeń, które otrzymywałam, ale nie byłam w stanie zidentyfikować niczego, co mogłoby w konsekwencji wywoływać te zmiany. To była kompletna tajemnica – a tajemnica miała się pogłębić tysiąc razy.

* * *

To było na wiosnę, kiedy to się stało. Wracałam do domu, do mojego mieszkania na Lewym Brzegu, po uczęszczaniu na zajęcia dla kobiet w ciąży w klinice w mieście, gdzie miałabym dziecko po sześciu miesiącach. Był to pierwszy tydzień mojego czwartego miesiąca ciąży i właśnie zaczęłam odczuwać nikłe ślady, jak muskanie piórem od środka, maleńkich ruchów mojej córki. Miesiąc był majowy, a słońce ogrzało mi głowę i twarz, gdy stałam na przystanku autobusowym przy Avenue de la Grande Armee. Nie spieszyłam się i postanowiłam pojechać autobusem zamiast metrem, żeby cieszyć się pogodą.

Kilka autobusów przyjechało i odjechało, zanim w końcu zobaczyłam numer 37 zbliżający się szeroką aleją. Sześciu lub siedmiu z nas czekało razem na przystanku, wymieniając uprzejmości na temat pogody i komentarze na temat nowej kampanii reklamowej, która pojawiła się na wszystkich billboardach. Gdy zbliżał się autobus, zebraliśmy się wyczekująco przy krawężniku. Autobus zatrzymał się, wyrzucając cierpki zapach spalin i gorącej gumy do ciepłego wiosennego powietrza.

Gdy zajęłam swoje miejsce w szeregu, nagle poczułam, że moje uszy zatykają się, tak jak wtedy, gdy zmienia się ciśnienie w samolocie podczas schodzenia do lądowania. Czułam się odcięta od sceny przede mną, jakbym była zamknięta w bańce, niezdolna do działania na najbardziej podstawowym fizycznym poziomie. Podniosłam prawą stopę, aby wejść do autobusu i zderzyłam się czołowo z niewidzialną siłą, która otworzyła moją świadomość jak niesłyszalnie eksplodująca laska dynamitu, buchając w drzwi mojej zwykłej świadomości, otwierając je i wyrywając z zawiasów, dzieląc mnie na dwie części. W ziejącej przestrzeni, która się pojawiła, to, co wcześniej nazywałam „ja”, zostało gwałtownie wypchnięte ze zwykłego usytuowania we mnie, w zupełnie nowe miejsce, które znajdowało się około stopy (30 cm) za mną i na lewo od mojej głowy. „Ja” znajdowało się teraz za moim ciałem spoglądając na świat bez użycia fizycznych oczu mojego ciała.

Z nie zlokalizowanej pozycji gdzieś za mną i na lewo, mogłam zobaczyć moje ciała przed sobą i z dość daleka. Wydawało się, że wyczuwanie sygnałów płynących z ciała zabiera dużo czasu w tym nie zlokalizowanym miejscu, jakby były światłem pochodzącym z odległej gwiazdy. Przerażona rozejrzałam się wokół, zastanawiając się, czy ktoś coś zauważył. Wszyscy pozostali pasażerowie spokojnie zajęli miejsca, a kierowca autobusu kazał mi wsadzić żółty bilet do maszyny, żebyśmy mogli odjechać.

Kilkakrotnie potrząsnęłam głową, mając nadzieję na odzyskanie przytomności, ale nic się nie zmieniło. Czułam się daleka, gdy moje palce grzebały, żeby wsadzić bilet do szczeliny, i poszłam w głąb autobusu, żeby znaleźć miejsce. Usiadłam obok starszej kobiety, z którą rozmawiałam na przystanku autobusowym i próbowałam kontynuować rozmowę. Mój umysł całkowicie się zatrzymał w szoku spowodowanym nagłym zderzeniem z tym, co kiedykolwiek wyparło moją poprzednią rzeczywistość.

Chociaż mój głos nadal mówił spójnie, czułam się całkowicie od niego odłączona. Twarz kobiety siedzącej obok mnie wydawała się odległa, a powietrze między nami wydawało się mgliste, jakby wypełnione gęstą, świetlistą zupą. Przez chwilę odwróciła się, by spojrzeć przez okno, a potem sięgnęła, by pociągnąć za sznur, by zasygnalizować kierowcy, żeby pozwolił jej wysiąść na następnym przystanku. Kiedy wstała, przesunęłam się na jej miejsce przy oknie i pożegnałam się z uśmiechem. Czułam, jak pot spływa mi po ramionach i opada na twarz. Byłam przerażona.

Autobus przyjechał na mój przystanek na rue Lecourbe i wysiadłam. Kiedy szłam do domu wzdłuż trzech bloków, usiłowałam wrócić do jednego kawałka, skupiając się na moim ciele i chcąc wrócić do tego miejsca, o którym myślałam, że należę, aby odzyskać normalne wrażenie widzenia oczami ciała, mówienia przez usta ciała i słuchać przez uszy ciała. Siła woli zawiodła żałośnie. Zamiast doświadczać fizycznymi zmysłami, teraz kołysałam się za ciałem jak boja na morzu. Uwolniona od zmysłowej solidności, oddzielona od ciała i obserwująca z dużej odległości, ruszyłam ulicą jak chmura świadomości podążająca za ciałem, które wydawało się jednocześnie znajome i obce. Było to niezrozumiałe przywiązanie do tego ciała, chociaż nie było już tak, że moje. Nadal wysyłało sygnały o swoich zmysłowych percepcjach, ale jak, i gdzie te sygnały były odbierane, było niezrozumiałe.

Nie potrafiąc zrozumieć tego stanu, umysł naprzemiennie pędził dziko, próbując złożyć „mnie” z powrotem i kompletnie zamknąć, pozostawiając jedynie puste szumy przestrzeni odbijające się w uszach. Świadek był całkowicie odmienny od umysłu, ciała i emocji, a pozycja, jaką trzymał, za i na lewo od głowy, pozostawała stała. Głęboki dystans między świadkiem a umysłem, ciałem i emocjami zdawał się wywoływać panikę sam w sobie, z powodu uczucia bycia tak słabo związanym z fizyczną egzystencją. W tym stanie świadków fizyczne istnienie przeżywało bycie na krawędzi rozpuszczania, a to (fizycznie) odpowiadało przywoływaniem strachu przed unicestwieniem o monumentalnych rozmiarach.

Kiedy weszłam do mojego mieszkania, Claude podniósł wzrok znad książki, by mnie przywitać i zapytać, jak minął mi dzień. Przerażenie nie było dla niego natychmiast widoczne, co wydawało się dziwnie uspokajające. Powitałam go spokojnie, jakby nic się nie stało, mówiąc mu o klasie w klinice i pokazując mu nową książkę, którą kupiłam w amerykańskiej księgarni w drodze do domu. Nie było żadnego sposobu na wyjaśnienie mu tego, więc nawet nie próbowałam. Terror gwałtownie się nasilał, a ciało ogarnęło panikę, pot spływał strumyczkami po bokach, ręce zimne i drżące, serce wściekle pompowało. Umysł przełączył się na tryb przetrwania i zaczął szukać rozrywek. Może bym wzięła kąpiel, drzemkę, coś zjadła lub przeczytała książkę albo zadzwoniła do kogoś przez telefon.

Wszystko było koszmarne, nie do wiary. Umysł (nie mogłam już dłużej nazywać tego „moim” umysłem) próbował wymyślić jakieś wyjaśnienie tego wyraźnie niewytłumaczalnego zdarzenia. Ciało przeniosło się poza przerażenie w oszalały horror, powodując tak wyczerpujące fizyczne wyczerpanie, że sen stał się jedyną możliwą opcją. Po powiedzeniu Claude'owi, że nie chcę być niepokojona, położyłam się w łóżku i wpadłam w to, co jak uważałam byłoby pożądanym zapomnieniem snu. Sen nadszedł, ale świadek kontynuował, poświadczając o śnie z pozycji za ciałem. To było najdziwniejsze doświadczenie. Umysł zdecydowanie spał, ale jednocześnie coś było przebudzone.

W chwili gdy następnego ranka oczy otworzyły się, umysł eksplodował niepokojem. Czy to szaleństwo? Psychoza? Schizofrenia? Czy to właśnie ludzie nazywają załamaniem nerwowym? Depresja? Co się stało? I czy to się kiedykolwiek skończy? Claude zaczął zauważać moje podniecenie i najwyraźniej czekał na wyjaśnienie. Próbowałam powiedzieć mu, co miało miejsce poprzedniego dnia, ale byłam zbyt daleko, by mówić. Świadek zdawał się być tam, gdzie znajdowało się „ja”, które pozostawiało ciało, umysł i emocje pustej osobie. To było niesamowite, że wszystkie te funkcje w ogóle działały. Nie wyjaśniłam tego Claude'owi i po raz pierwszy cieszyłam się, że jest osobą, która nie upiera się w dążeniu do tematu, którego nie chciałam realizować.

Umysł był tak przytłoczony swoją niezdolnością zrozumienia obecnego stanu istnienia, że nie można go było rozproszyć. Pozostał przywiązany do niezrozumiałych, nie dających się odpowiedzieć dylematów, które powstały w nieprzerwanym strumieniu z tego obserwującego stanu świadomości. Istniało poczucie bycia na skraju rodzaju, granica między istniejącym a nie istniejącym, a umysł wierzył, że jeśli nie utrzyma myśli o istnieniu, samo istnienie ustanie. Zaatakowany tą pozornie dyrektywą życia lub śmierci, umysł zmagał się z utrzymaniem tej myśli, by po kilku pełnych godzinach wyczerpać się. Umysł był w agonii, gdy mężnie próbował zrozumieć coś, czego nigdy nie mógł zrozumieć, a ciało zareagowało na udrękę umysłu, zamykając się w trybie przetrwania, pompując adrenalinę, dostrajając zmysły, znajdując i reagując na zagrożenie unicestwienia w każdej chwili.

Pojawiła się myśl, że być może to doświadczenie bycia świadkiem było stanem Kosmicznej Świadomości, które Maharishi już dawno opisał jako pierwszy etap przebudzenia świadomości. Ale umysł natychmiast odrzucił tę możliwość, ponieważ wydawało się niemożliwe, aby królestwo piekieł, które zamieszkiwałam, mogło mieć coś wspólnego z Kosmiczną Świadomością.

* * *

Bycie świadkiem trwało przez miesiące, a każda chwila była straszliwa. Życie na granicy rozpadu przez wiele tygodni jest stresujące, nie do wiary, a jedyną chwilą wytchnienia było zapomnienie we śnie, w którym pogrążałam się tak często i na tak długo jak się dało. W czasie snu umysł w końcu przestał pompować swoją nieustanną litanię przerażenia, a świadka pozostawiono świadkowi nieświadomego umysłu.

Po miesiącach tej tajemniczej świadomości świadka coś się zmieniło: świadek zniknął. Ten nowy stan był o wiele bardziej zaskakujące, a w konsekwencji bardziej przerażający niż doświadczenia z poprzednich miesięcy. Można sobie wyobrazić, że kiedy świadek zniknie, wielkie brzemię zostanie zdjęte, ale prawda była odwrotna. Zniknięcie świadka oznaczało zniknięcie ostatnich śladów doświadczenia osobistej tożsamości. Świadek miał przynajmniej miejsce dla „mnie”, choć odległej. W zniknięciu świadka nie było dosłownie żadnego doświadczenia „ja”. Doświadczenie osobistej tożsamości wyłączyło się i już nigdy nie pojawiło się.

Osobista jaźń zniknęła, ale tutaj było ciało i umysł, który wciąż istniał pusty od tego, kto je zajmował. Doświadczenie życia bez osobistej tożsamości, bez doświadczenia bycia kimś, „ja” lub „moje”, jest niezwykle trudne do opisania, ale jest absolutnie nie do pomylenia. Nie można go pomylić ze złym dniem lub zachorowaniem na grypą lub z uczuciem zdenerwowania, złości lub wyłączenia. Kiedy osobista jaźń znika, nie ma nikogo wewnątrz, którego można by znaleźć jako ciebie. Ciało jest tylko konturem, pustym ze wszystkiego, co wcześniej było tak pełne.

Umysł, ciało i emocje nie odnosiły się już do nikogo – nie było nikogo, kto by myślał, nikt, kto by czuł, nikt, kto by to postrzegał. Jednak umysł, ciało i emocje nadal funkcjonowały nienaruszone; najwyraźniej nie potrzebowali „ja”, aby robić to, co zawsze robiły. Myślenie, odczuwanie, postrzeganie, mówienie, wszystko kontynuowane było tak jak poprzednio, funkcjonowało z gładkością, która nie dawała żadnych oznak pustki za nimi. Nikt nie podejrzewał, że nastąpiła tak radykalna zmiana. Wszystkie rozmowy były prowadzone jak poprzednio; język był używany w ten sam sposób. Zadawano pytania, odpowiadano na pytania, kierowano samochodem, gotowano posiłki, czytano książki, odpowiadano na telefony i pisano listy. Wszystko z zewnątrz wyglądało zupełnie normalnie, jakby ta sama stara Suzanne chciała żyć tak, jak zawsze.

Próbując zrozumieć, co się wydarzyło, umysł zaczął pracować w nadgodzinach, generując niekończące się pytania, wszystkie bez odpowiedzi. Kto myślał? Kto się czuł? Kto się bał? Z kim rozmawiali ludzie, kiedy ze mną rozmawiali? Na kogo oni patrzyli? Dlaczego w lustrze było odbicie, bo nikogo tam nie było? Dlaczego te oczy otworzyły się rano? Dlaczego to ciało trwało? Kto żył? Życie stało się jednym długim, nieprzerwanym koanem, na zawsze nierozwiązywalnym, na zawsze tajemniczym, całkowicie niedostępnym dla zdolności umysłu do zrozumienia.

Najdziwniejsze momenty miały miejsce, gdy nawiązywano do mojego imienia. Gdybym musiała napisać to na czeku lub podpisać na liście, gapiłabym się na litery na papierze, a umysł utopiłby się w zakłopotaniu. Imię nie odnosiło się do nikogo. Nie było już Suzanne Segal; być może nigdy nie było. Istnieje zwrot do wewnątrz, który pojawia się, gdy umysł szuka informacji wewnętrznej, czy to o uczuciach, myślach, czy związku z jakimś imieniem lub wewnętrznym doświadczeniem. Ogólnie jest to określane jako introspekcja. Bez osobistej jaźni, wnętrze lub wewnętrzne poczucie siebie po prostu nie istniało. Zwracający się do wewnątrz ruch umysłu stał się najbardziej dziwacznym doświadczeniem, gdy po raz kolejny znajdował całkowitą pustkę tam, gdzie wcześniej natrafiał na obiekt do postrzegania, pojęcie siebie.

Im bardziej zdumiony był umysł, tym większy był strach. W tym czasie ciało zamknęło się w przerażeniu, które powodowało ciągłe drżenie kończyn i obfite pocenie się. Moje ubranie było stale wilgotne, a prześcieradła na łóżku musiały być wieszane każdego ranka. Najgorsze ze wszystkich, jednoczesne z ustaniem osobistej tożsamości, doświadczenie snu zmieniło się radykalnie, pozostawiając mnie bez ucieczki od ciągłej świadomości pustki jaźni. Spanie i śnienie zawierały teraz świadomość nikogo, kto spał lub śnił, tak jak stan świadomości na jawie zawierał świadomość, że nie było nikogo, kto by się obudził.

* * *

W tym momencie trzeba było spróbować opisać Claude'owi, co się dzieje. Zauważył wyraźny wzrost mojego poziomu niepokoju i pobudzenia i od miesięcy próbował zmusić mnie do rozmowy.

„Coś mi się stało, Claude”, zaczęłam po francusku, starając się ostrożnie wybierać słowa. „Nie mam pojęcia, co to jest, ale… czuję, że już nie istnieje. Nie ma mnie więcej, nie ma już osobistej tożsamości. Zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy byłam w drodze do domu z badań w klinice. Wsiadałam do autobusu i coś się zmieniło, a teraz… no cóż, po prostu nie potrafię znaleźć doświadczenia we mnie osoby, tak jak kiedyś.

„Wiesz, jak nigdy nie masz wątpliwości co do tego, kim jesteś, jak gdyby ktoś powiedział do ciebie ‘Kim jesteś?’ i po prostu wiesz. ‘Jestem mną, oczywiście’. Cóż, nie mogę ‘mnie’ już znaleźć. Nie ma nikogo."

„Co masz na myśli mówiąc, że nie ma już ciebie?”. „Oczywiście, że jesteś. Tutaj jesteś przede mną, rozmawiasz ze mną”.

„Ale ja już nie doświadczam „mnie" - praktycznie krzyczałam. „To najstraszniejsza rzecz, jaka kiedykolwiek się wydarzyła. Kiedy patrzę w lustro, jestem w szoku, widząc odbicie. Kiedy idę ulicą i ludzie patrzą na mnie, zastanawiam się, na kogo oni patrzą. Kiedy mówię, słyszę głos, ale za głosem nie ma nikogo. Och, nie da się tego wytłumaczyć. Po prostu nie można tego wyrazić słowami, ale to okropne! Może stałam się całkowicie szalona. Czy to jest możliwe?"

„Suzanne, spróbuj się uspokoić. Umówmy się na spotkanie, żeby zabrać cię do psychiatry, dobrze? Czy uważasz, że to pomoże?”.

„Nie mam pojęcia” – odpowiedziałam, teraz dosłownie wibrując ze strachu. „Nic z tego nie ma sensu. Jak wszystko może po prostu trwać tak jak wcześniej, nadal mówić i chodzić, spać i śnić, płakać i śmiać się, ale nie „ja" robię to wszystko?”

Claude oczywiście nie miał odpowiedzi. Po zadaniu kilku dodatkowych pytań wyszedł z pokoju, aby umówić się na spotkanie z psychiatrą, którego polecił jeden z jego kolegów. Przyszedł ze mną o wyznaczonej godzinie i siedział w milczeniu, gdy wyjaśniałam wszystko lekarzowi, wymieniając z nim zmartwione spojrzenia, gdy rozwijała się moja historia. Nie było łatwo znaleźć słowa po francusku, aby opisać ten stan, a psychiatra ciągle wpatrywał się we mnie w najbardziej zakłopotany sposób. Powiedziałam mu o świadkach i świetlistej mgle. Opisałam tak dobrze, jak tylko mogłam, doświadczenie poczucia, że w środku nie ma żadnej osoby, że poczucie posiadania osobistej tożsamości ustało i wydawało się, że nigdy nie powróci. Opowiedziałam mu o przerażeniu, które się nie kończy i o tym, że nie było nikogo, kto czułby przerażenie, mimo że ciało i umysł wciąż go generowały. Powiedziałam mu, że moje imię już nie odnosi się do nikogo. Kiedy skończyłam swoją historię, szukał czegoś do powiedzenia.

„Nie wiem, co ci powiedzieć” – zaczął. „Nie jestem pewien, co jest z tobą nie tak, ale mogę ci podać lekarstwo, które pomoże ci uspokoić niepokój. Ponieważ jesteś w ciąży, nie mogę dać ci nic mocnego. Ale kiedy już urodzisz dziecko, spróbuj znaleźć odpowiednie dla siebie leki. Coś najwyraźniej przydarzyło się twojemu umysłowi, który może stać się poważniejszy, jeśli nie weźmiesz wkrótce dość lekarstw”.
„Ale co się stało? Gdzie „ja" poszło? Czy „ja" kiedykolwiek wróci? ”Wyrzuciłam z siebie: „Czy słyszeliście kiedyś o czymś takim?”.

Potrząsnął głową i wstał, sygnalizując, że nasze spotkanie się skończyło. Kiedy szliśmy do drzwi, odwróciłam się, by zobaczyć, jak ściska Claude'a i poklepuje go po ramieniu.

Bon courage – powiedział, otwierając drzwi, wyraźnie chcąc się nas pozbyć”. Powodzenia. Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz mieć dziecko, aby poinformować mnie, jak sobie radzisz”.

Claude spojrzał na mnie ze smutkiem, wiedząc, że nie ma nic więcej do powiedzenia.

Wkrótce po wizycie u psychiatry myśli o mojej matce zaczęły obsesyjnie krążyć w umyśle. Gdybym tylko mogła zobaczyć moją matkę, powiedziały myśli, wszystko byłoby w porządku. Potrzebowałam tylko spojrzeć na nią, na kobietę, która mnie urodziła, która mnie wychowała, która mnie nazwała. Przekonywałam się, że zobaczenie jej zapewni lekarstwo na tę dziwną chorobę poprzez przywrócenie mojej osobistej tożsamości. Umysł wciąż desperacko próbował znaleźć sposób na odzyskanie doświadczenia „ja”.

Claude zgodził się towarzyszyć mi podczas lotu do Chicago. Ponieważ wtedy byłam w siódmym miesiącu ciąży, podróż musiała nastąpić od razu. Zadzwoniłam do mojej matki i mojego brata Dana i umówiliśmy się, żeby nas zabrali z lotniska. Podczas lotu umysł wytworzył fantazje na temat rychłego uwolnienia z koszmarnego doświadczenia próby zrozumienia zaprzestania osobistej tożsamości. Claude zauważył, że jest szczęśliwy, widząc uśmiech na mojej twarzy po raz pierwszy od miesięcy. Wylądowaliśmy na lotnisku O’Hare i udaliśmy się do terminalu bagażowego, aby odebrać nasze walizki. Umysł upierał się, że wszystko wróci do normy, gdy tylko zobaczę moją mamę.

Kiedy zeszliśmy z ruchomych schodów, ona tam była. Była mniejsza niż pamiętałam, i farbowała włosy na blond. W chwili, gdy ją zobaczyłam, moje serce zamarło. Jej widok nic nie zrobił, nic nie zmieniło się w pustce. „Ja” wciąż tam nie było. Podbiegła i przytuliła się do mnie, po czym cofnęła się, by szukać uśmiechu w mojej twarzy, ale nie było ani śladu. W tym momencie w umyśle zapanowała głęboka rozpacz, gdy uświadomiłam sobie, że już nigdy nie będę miała osobistego ja – nawet jeśli umysł nigdy nie zrozumie, jak to było możliwe.

Moja matka zaczęła mi opowiadać o fascynujących ludziach, z którymi spędzała czas i o wszystkich interesujących rzeczach, które robiła. Spojrzała na mnie od czasu do czasu, ale nie zauważyła, że coś jest nie tak. Nie mogłam się zmusić do mówienia, więc po prostu patrzyłam na nią w milczeniu, od czasu do czasu kiwając głową, żeby wyglądało na to, że podążam za tym, co mówiła. Przykułam uwagę mojego brata i zasygnalizowałam mu, że chcę porozmawiać. Poszliśmy do karuzeli bagażowej, żeby zaczekać na bagaż, i zaczęłam opisywać, co się działo, ale nie zdążyłam zbyt wiele powiedzieć, zanim dołączyła do nas mama i Claude. Zebraliśmy nasze torby i ruszyliśmy do samochodu, żeby pojechać do domu.

W drodze przez znane przedmieścia Chicago dziesiątki pytań, na które nie można odpowiedzieć, zalało umysł. Kto rozpoznaje tę scenerię? Kto wie, że powinniśmy skręcić w lewo tutaj lub w prawo? Kim są ci ludzie w samochodzie? Patrzyłam na matkę i brata, zastanawiając się, kim oni są. Wszystko było od razu całkowicie znajome i całkowicie obce. Nie było już niczego, co przypominałoby „połączenie”, ponieważ nie było nikogo, z kim można by się połączyć. Jak miałyby się teraz związki, skoro nie było nikogo, kto mógłby je mieć?

Zanim dotarliśmy do domu mojej matki, było oczywiste dla wszystkich, że nie czuję się dobrze. Moja matka, która siedziała obok mnie na tylnym siedzeniu, wciąż klepała mnie po ręce, mówiąc mi, jak ciężka jest ciąża i upewniając mnie, że wkrótce się skończy. Dan, który prowadził samochód, wciąż spoglądał na mnie z troską w lusterku wstecznym. Odpowiedziałam jego spojrzeniu własnym spojrzeniem i wzruszyłam ramionami. Uspokoił mnie badawczym spojrzeniem, po czym wjechał samochodem na podjazd i wyłączył silnik. Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu przez kilka minut, zanim Claude otworzył drzwi i wysiadł. Moja matka zwróciła się do mnie i zaczęła płakać. Mój brat sięgnął ponad siedzeniem i poklepał ją po ramieniu. Nic nie powiedziałam.

Podczas gdy przygotowywaliśmy kolację, moja matka podtrzymywała nieustający ciąg plotek, opowiadań i zadumy. Potem rozmawiała z Claudem o jego rodzinie i naszym życiu w Paryżu, dzięki czemu Dan i ja mogliśmy rozmawiać prywatnie. Pospiesznie opisałam mu swoje doświadczenie, poczynając od przystanku autobusowego, a kończąc na obecnym stanie nie-jaźni, który był tak niepokojący dla umysłu. Powiedział mi, że od czasu do czasu miał podobne doświadczenie, które określił jako „przestrzeń”, w której nie był w stanie odnieść się do posiadania ciała lub poczucia, że naprawdę tam jest. Powiedział, że po prostu opowiedział o swoim życiu, nie zwracając na to uwagi. Odpowiedziałam, że nie opisałabym tego doświadczenia jako przestrzeni – opisałabym to jako zaprzestanie być kimś.

Po kolacji przybył mój młodszy brat Bob ze swojego domu w centrum Chicago, aby spędzić z nami wieczór. Od kilku lat był zaangażowany w terapię regresywną, a kiedy usłyszał moją historię, zasugerował, żebym zobaczyła się z jego terapeutą, Paulem. Zgodziłam się, ponieważ strach zdawał się stale wzrastać, a wraz z nim ponowna obawa, że to doświadczenie jest oznaką szaleństwa. Wrażenie ciągłego bycia na skraju rozpadu było intensywnym obciążeniem dla umysłu i ciała, co doprowadziło umysł do pozornie logicznego wniosku, że całkowite załamanie funkcjonowania jest nieuchronne. Myśl, że ktoś może powstrzymać to bezpośrednie załamanie, a nawet zapewnić odrobinę spokoju, była co najmniej atrakcyjna. Bob umówił się na spotkanie następnego dnia i napisał wskazówki, jak trafić do biura Paula na kartce papieru.

Doświadczenie dotyczące opisania psychoterapeucie ustania osobistej tożsamości było czymś, co powtarzało się wiele razy w ciągu następnych dziesięciu lat. Paul był wyraźnie życzliwym człowiekiem, chętnym do pomocy w każdy możliwy sposób. Jednak był całkowicie zdumiony tym, co mu powiedziałam, a jego zdumienie wydawało się go przerażać – to na pewno nie było dla mnie użyteczną odpowiedzią. Zanim opuściłam jego gabinet, moje ciało było przerażone. Poszłam do domu mojej matki, zasunęłam zasłony w mojej sypialni i spałam przez trzynaście godzin.

Następnego dnia moja matka zaplanowała przyjęcie na moją cześć, na które zaprosiła wielu starych przyjaciół, którzy mnie znali mnie od dziecka, i którzy byli zachwyceni, mogąc świętować moje zbliżające się macierzyństwo. Trzydzieści osób zebrało się późnym popołudniem w znanej podmiejskiej restauracji. Ponieważ każdy gość zwracał się do mnie ze swoimi gratulacjami, starałam się zachowywać jak normalny człowiek, uścisnąć dłoń i uśmiechać się, pytając o ich zdrowie lub dzieci. Skąd znam tych ludzi? Kto pamiętał ich imiona i wszystkie spędzone z nimi lata, wymieniając historie z naszego życia? Osoba, którą wcześniej znali, już nie istniała, ale nikt nie wydawał się tego zauważyć.

* * *

Powrót do Paryża był początkiem prawdziwej rozpaczy. Chodziłam wokół zastanawiając się, kto jeszcze żyje. Wędrowałam po ulicach wpatrując się w każde sklepowe okno, modląc się, aby następne spojrzenie na moje odbicie przywróciło migotanie rozpoznania, modląc się o solidne doświadczenie zobaczenia siebie w oczach, które patrzyły na mnie z blasku okna. To się nigdy nie zdarzyło.

Oprócz nieobecności samego siebie, filtry, które wcześniej wykrywały stały wkład sensoryczny świata, przestały funkcjonować. Nie mogłam już zapuszczać się do sklepów lub innych zatłoczonych miejsc, ponieważ stymulacja sensoryczna zdawała się przeciążać teraz delikatne obwody już przeciążonego mózgu. Umysł usiłował utrzymać myśl o mojej egzystencji, ponieważ w umyśle zależało od tego moje istnienie. Przy zbyt dużej stymulacji umysł nie był w stanie utrzymać tej myśli i nastąpiłby przerażający strach przed unicestwieniem.

Wszystko wydawało się ciągle rozpuszczać na moich oczach. Pustka była wszędzie, przenikająca przez pory każdej twarzy, na którą patrzyłam, przepływającej przez szczeliny pozornie stałych obiektów. Ciało, umysł, mowa, myśli i emocje były puste; nie miały własności, nie było za nimi żadnej osoby. Byłam całkowicie pozbawiona wszystkich moich poprzednich wyobrażeń o rzeczywistości.

Kiedy byłam jeszcze studentem college'u w Kalifornii, skonsultowałam się ze znanym psychologiem, który był także zapalonym wielbicielem Meher Baby, i obdarzyłam zaufaniem jego poglądom zarówno w sferze duchowej, jak i psychologicznej. Teraz postanowiłam zadzwonić do niego. W końcu udało mi się go wyśledzić na uniwersytecie na wschodnim wybrzeżu, gdzie pracował przez lato. Był zaskoczony słysząc mój głos i zdumiony, że go zlokalizowałam. Opisałam moje doświadczenie – świadek, przestrzeń, pustkę, brak osobistej tożsamości – i błagałam go, aby pomógł mi zrozumieć, co się dzieje i uspokoić mnie, że nie straciłam umysłu. Słuchał uważnie i zadał kilka pytań wyjaśniających. Potem, ku mojemu niedowierzaniu, pogratulował mi.

„Jak wspaniale!” Zawołał. „Ludzie spędzają lata w jaskiniach, próbując zdobyć to doświadczenie. Dostajesz całą masę złotych gwiazdek świadomości w tym miejscu!

„Ale Alan,” płakałam, „nie rozumiesz. To nie może być duchowe przebudzenie. To jest okropne. Chcę, żeby to odeszło. Cały czas jestem przerażona i chcę wrócić do tego, jak byłam wcześniej ”.

„Zacznij powtarzać imię Kochanie” – powiedział. „Wszystko będzie dobrze”.

Zapewnił mnie, że nie jest to stan patologiczny, że nie powinnam się martwić, że było to naprawdę poszukiwane duchowe doświadczenie. Jednak nie można było mu uwierzyć, ponieważ każdy pomysł, jaki kiedykolwiek zdobyłam na temat rozwoju duchowego, opierał się wyłącznie na pojęciach szczęścia i ekstazy. Wydawało się nie do pomyślenia, że prawdziwe duchowe doświadczenie może być równie przerażające, jak stan, w którym się znalazłam.

„Jeśli jest to powód, dla którego ludzie spędzają lata w jaskiniach, próbując osiągnąć”, powiedziałam mu, „to postradali zmysły”.

W listopadzie 1982 roku urodziła się moja córka. Praca i narodziny trwały łącznie trzy dni, a wyczerpanie było ponad wszystko, co kiedykolwiek poznałam. Jednak nawet tak skrajne zmęczenie fizyczne i emocjonalne nie przyćmiło doświadczenia braku jaźni, które było tak wszechobecne jak zawsze. Podczas porodu stało się całkowicie jasne, że całe życie dokonuje niewidzialny sprawca, którego nigdy nie można było znaleźć. Poprzednie poczucie „ja”, które działało, było całkowicie złudne. Osobiste „ja” nigdy nie było wykonawcą – tylko podszywało się pod wykonawcę. Wszystko trwało tak jak poprzednio, tylko osoba, która kiedyś myślała, że coś robi, była nieobecna.

Groza, jakiej doświadczył umysł, kiedy został zmuszony do bezpośredniego, nieustannego kontaktu z bezkresem żadnego punktu odniesienia, nie wzbudziła obawy, że ciąża nie będzie kontynuowana, lub że narodziny nigdy się nie zdarzą, ponieważ nie było tam nikogo, kto mógłby to zrobić. Wydawało się to tak niewyobrażalne, że wszystko będzie kontynuowane tak jak teraz, kiedy wszystko okazało się puste w stosunku do tego, co wcześniej było pełne. Ale kontinuum tego, co wcześniej, postępowało – a w większości przypadków nawet lepiej. Narodziny mojej córki nastąpiły z wszystkimi odczuciami, emocjami i myślami, które są obecne podczas każdego narodzin. Zastanowienie nad zdrowie niemowlęcia; troska o intensywność doznań; niepokój o wiedzę, jak dbać o noworodka; i podziw dla tajemnicy tego wszystkiego.

Klinika w Paryżu, do której poszłam rodzić, została założona przez Frederica Lamaze. Była to klinika Komunistycznej Partii Pracy w wielkomiejskiej części miasta, która prawie wyłącznie zatrudniała położne. Podczas każdej ośmiogodzinnej zmiany był jeden dyżurny lekarz, ale nigdy go nie widziałam.

Kiedy zaczęły się skurcze, Claude zawiózł mnie do kliniki, a jedna z położnych mnie zbadała. Powiedziała, że powinnam jechać do domu i wrócić, gdy będę miała skurcze z częstotliwością co dwie minuty. Pojechaliśmy do domu i czekaliśmy, ale nigdy nie zmieniły się z pięciominutowego wzoru, więc osiem godzin później wróciliśmy do kliniki. Położna ponownie mnie obejrzała i kazała czekać. Wyszła, żeby się z kimś skonsultować, po czym wróciła i powiedziała, że przygotowała mi miejsce do odpoczynku. Poprowadziła nas na górę do małego pokoju, w którym położyłam się na stole i czekałam, aż zacznie się kolejna fala skurczów.

Stała obecność pustki nie była czymś, o czym mogłabym komu wspomnieć. Claude dowiedział się wszystkiego, co można było o tym usłyszeć. W istocie już kilka tygodni wcześniej wyraźnie ostrzegł, że nie chce już omawiać tego „szaleństwa”. Umysł nieustannie usiłował zlokalizować kogoś, komu to wszystko się wydarzyło. Kiedy wciąż się to nie udawało, podkręcił terror swoimi ponurymi scenariuszami tego, co na pewno miało miejsce, ponieważ „ja” już nie istniało. To znaczy, jak możesz mieć dziecko, jeśli nie istniejesz? Podczas tego etapu pracy umysł powtarzał, że narodziny nigdy nie będą miały miejsca, dopóki nie zostanie znaleziona osoba, która mogłaby urodzić. Jednak wszystkie funkcje narodzin działały – choć powoli.

Claude zapytał położne, czy mógłby wypróbować na mnie akupunkturę, aby zwiększyć skuteczność skurczów. Wszyscy byli zainteresowani obejrzeniem tego małego eksperymentu, więc wyjął igły i sprzęt do stymulacji elektrycznej i wziął się do pracy. Umieścił około dwudziestu pięciu igieł w kilku meridianach po obu stronach ciała i przymocował elektryczne stymulatory do każdej igły. Gdy tylko włączył elektryczność, skurcze znacznie się nasiliły. Cztery położne, które były obecne, były pod wrażeniem wyników. Silniejsze skurcze utrzymywały się przez dwadzieścia minut, a następnie położna naczelna sprawdziła, czy nastąpiło większe rozszerzenie. Tak nie było. Chociaż skurcze były znacznie silniejsze, gdy igły były na miejscu, nie były bardziej skuteczne niż wcześniej.

Następnie podjęto decyzję o umieszczeniu mnie na oksytocynie, która jest lekiem stosowanym do wywoływania porodu. Powiedziano mi, że gdyby dziecko nie urodziło się w ciągu sześciu godzin po tym, jak dali mi oksytocynę, musieliby zrobić cesarskie cięcie. Urządzenie dożylne zostało podłączone, a w ciągu czterdziestu minut skurcze były dojmujące w ich mocy. W ciągu kolejnych czterdziestu pięciu minut przychodziły co minutę i były bardzo skuteczne w zwiększaniu rozszerzenia. Trzy godziny po podaniu oksytocyny dziecko zaczęło przenosić się do kanału rodnego, a czterdzieści minut później urodziła się.

Zgodnie z poglądami Frederica LeBoyera, którego filozofię klinika przyjęła jako pierwsza, moja córka urodziła się w zaciemnionym pokoju, aby nie być szokowaną jasnymi światłami, w dużej misce wypełnionej ciepłą wodą, aby ułatwić przejście do świata poza łonem.
Jak można opisać dziecko, które jest rodzone przez nikogo? Nie miała matki, ale narodziny miały się dobrze, a w następnych latach funkcja matczyna zaopiekowała się nią i wychowała ją w całkowicie kompetentny sposób. Umysł nigdy nie przestał kwestionować, w jaki sposób może nastąpić macierzyństwo bez nikogo, kto by to robił, ale umysł był zmuszony być świadkiem macierzyńskiej matki na zawołanie.

Poród trwał prawie trzy dni, podczas których ciało doświadczało intensywnych skurczów w regularnych odstępach czasu i ledwo spało, a fizyczne funkcjonowanie było wyczerpane. Zostałam umieszczony w pokoju w klinice z inną kobietą, która poprzedniego dnia miała swój poród. We Francji nowe matki są po porodzie trzymane w klinice przez tydzień. Oboje dzieci były z nami, ponieważ filozofia Lamaze'a nakazuje, aby niemowlęta nie były oddzielane od matek po urodzeniu.
Przez pierwszy tydzień nie spałam dłużej niż dwie godziny. Jedno lub drugie dziecko było przytomne prawie bez przerwy, a wyczerpanie znacznie się pogłębiło. Sposób, w jaki ciało doświadczyło wyczerpania, nie zmieniło się w obliczu żadnego punktu odniesienia. Teraz też nie jest inaczej – funkcjonowanie organizmu wciąż wymaga tego, czego zawsze wymagało w zakresie odpoczynku, odżywiania i opieki.

Pierwszy rok życia mojej córki był wyczerpujący i radosny. Początkowo nie wydawała się wymagać zbyt wiele snu, co nie było niezwykłe dla noworodka, chociaż ciało dorosłego uważało, że czasami nie może obejść się tak długo bez regularnego snu. Im mniej snu ciało otrzymywało, tym bardziej umysł był entuzjastycznie przekonany, że szaleństwo jest prawdą tego, co wydarzyło się po przystanku autobusowym – zwłaszcza, że jednocześnie istniała skrajność pustki, która pogłębiła się w jej surowości, gdy ciało nagromadziło wyczerpanie.

Niemniej jednak relacje między moją córką, Arielle, a jej matką, która jest nikim, rozwinęły się tak pięknie, że umysł nieuchronnie został udaremniony w próbach patologizacji pustki osobistej jaźni lub interpretowania jej jako obłędu. Wszyscy, którzy bezpośrednio obserwowali nasz związek lub znali Arielle w innym kontekście zbyli zgodni, że jest nadzwyczajnym dzieckiem, które nie wykazało żadnych oznak traumy w jakikolwiek sposób.

Ponieważ nikt nie mógł powiedzieć, że mam to niezwykle odmienne doświadczenie, byłam w stanie „ogłupić” wszystkich, myśląc, że byłam taka, jak kiedyś. Moi teściowie byli zachwyceni nową wnuczką i świętowali tę okazję w dobrym nastroju, organizując dużą imprezę, aby powitać ją w rodzinie. Chociaż fale lęku nieustannie rozbijały się w mojej świadomości, to całkowicie normalne funkcjonowanie tego, co wszyscy uważali za „normalną” Suzanne pozostawało niewzruszone. Nikt nie zauważył niczego dziwnego w moim zachowaniu, gdy wesoło składali uznanie, podziwiając moją córkę i przekazując serdeczne gratulacje. Jakie to niezwykłe! myślał umysł. Moja córka nigdy nie będzie miała matki. Nie ma tu nikogo i najwyraźniej nie ma potrzeby dla bycia kogoś, kto to robi. Macierzyńskiej matki, takiej co mówi mówienie i myśli myślenie. Umysł miał trudności z przyzwyczajeniem się do tego.

* * *

Kiedy moja córka miała osiem miesięcy, zdałam sobie sprawę, że czas opuścić Paryż. Claude starał się mnie odwieść, ale wiedziałam, że powrót do Stanów Zjednoczonych jest po prostu i oczywistą kolejną rzeczą do zrobienia. Chociaż minęło nieco ponad rok od czasu, gdy „ja” się rozbiło, nieubłagany brak jaźni wciąż był daleki od przystosowania. Mój związek z Claude'em zmienił się dramatycznie, kiedy usiłowałam zrozumieć całkowicie niepojęte doświadczenie, którego Claude z pewnością nie mógł pojąć. Z biegiem czasu nasz związek praktycznie się rozpadł. Osoby, z którą się ożenił, już tu nie było. Nie byłam już w stanie utrzymywać „osobistych” relacji i już nigdy nie będę.

Claude podjął decyzję, by ruszyć ze mną, próbując utrzymać naszą rodzinę razem. Jako lekarz z Francji, musiał zdać egzamin i spędzić rok na stażu, aby zostać uznanym lekarzem w Stanach Zjednoczonych. Na kilka miesięcy przed naszym wyjazdem, kiedy zaczęłam zajmować się pakowaniem życia w Paryżu, zaczął poważnie studiować do egzaminu. Rodzina Claude'a była strasznie smutna z powodu wieści o naszym wyjeździe, ale nie zrobili nic, by nas odwieść. Wszyscy byli świadomi, że mam problemy w Paryżu, chociaż nie mieli pojęcia dlaczego. Prawdopodobnie mieli nadzieję, że zmiana scenerii pomoże mi poczuć się szczęśliwszą. Przypuszczam, że konsensus co do mojego problemu polegał na tym, że byłam w depresji i tęskniłam za domem i jestem pewna, że modlili się, aby nasze małżeństwo się poprawiło.

Moja córka nie była w najmniejszym stopniu zdenerwowana. Była zachwycającym, szczęśliwym dzieckiem, które nieustannie imponowało ludziom przedwczesną dojrzałością. Była w stanie śmiać się w obliczu każdego wyzwania, ukazując dołeczki na swych policzkach i potrząsając blond lokami, aż wszyscy wokół byli oczarowani zapominając o swoich smutkach. Odetchnęłam z ulgą widząc ją tak szczęśliwą, ponieważ wielokrotnie zastanawiałam się, czy strach i radykalna zmiana świadomości, która towarzyszyła w ostatnich pięciu miesiącach mojej ciąży, pozostawiła na niej jakiekolwiek problematyczne wrażenia.

Jakiekolwiek wrażenia mogły zostać pozostawione, nie zdawały się ją traumatyzować. Dorastając jako nastolatka, nadal emanuje mądrym szczęściem, które zawsze promieniowało od niej od dnia narodzin. W rzeczywistości często wyrażała jasną świadomość, że jest różna i taka sama, jak inni ludzie. Czasami uważa to za mylące i generalnie wolałaby o tym nic nie mówić. Ale przynajmniej raz powiedziała: „Wiesz, mamo jak to jest, kiedy ludzie patrzą na ciebie i myślą, że jesteś kimś, ale wiesz, że nie jesteś tą osobą?”

„Tak, kochanie”, odpowiedziałam: „Znam to doświadczenie”.

* * *

Posłowie Stephana Bodiana

Kiedy ta niezwykła autobiografia została ukończona, wiosną 1996 r. Suzanne Segal zaczęła oferować regularne publiczne prezentacje i cotygodniowe dialogi oraz prowadzić dwutygodniową „grupę szkoleniową” dla terapeutów, w której wykazała się swoim wyjątkowym sposobem pracy z ludźmi. Była pełna energii i ucieleśniała promienną, bezwarunkową miłość, która przyciągała do niej ludzi jak magnes. Jednak nigdy nie uważała się za nauczyciela, upierając się, że jesteśmy „w tym wszystkim razem” – wszyscy jesteśmy bezkresem, którego tak natychmiastowo doświadczyła i tak szczegółowo opisała. Niemniej jednak ci z nas, którzy byli blisko niej, często stwierdzali, że nasze własne doświadczenie bezkresu stało się jeszcze głębsze i wyraźniejsze w jej obecności.

Późną wiosną Suzanne rozpoczęła serię potężnych, energetycznych doświadczeń, w których, jak to ujęła, „bezkres stał się jeszcze bardziej rozległy”. Śmiejąc się nazwała je „uderzeniami autobusu” (odnosząc się do jej pierwotnego przebudzenia na przystanku autobusowym). Choć początkowo były zachwycające, wydawało się, że coraz bardziej ją to niepokoi, i często musiała się zatrzymywać i odpoczywać po szczególnie silnym zdarzeniu. Jednocześnie okazało się dla niej coraz trudniejszym odnieść się do pojęcia „innych” w ogóle – a więc grupa jej terapeutów stała się kolejną okazją do wspólnego dzielenia się „opisami” bezkresu.

Wkrótce „uderzenia autobusów” zdarzały się często i pod koniec lata Suzanne zdała sobie sprawę, że jest fizycznie wyczerpana i będzie musiała czasowo wycofać się z życia publicznego, aby odzyskać siły. Lekarze, z którymi się konsultowała, zgodzili się, że jej energia życiowa została wyczerpana, i przepisano jej hormony i inne suplementy, aby ją przywrócić. Mniej więcej w tym samym czasie zauważyła, że strach, który zniknął kilka lat wcześniej, powrócił.

Suzanne niespodziewanie zakończyła wszystkie swoje grupy i wystąpienia publiczne, z wyjątkiem grupy terapeutów, którą kontynuowała przez kolejny miesiąc. Niektórym w grupie wydawało się, że straciła kontakt z bezkresem i że jej obecność wyraźnie osłabła. W pewnym momencie wstała z krzesła i dołączyła do pozostałych siedzących na podłodze, symbolicznie rezygnując z roli przewodnika i źródła wglądu. Choć uprzednio była łatwo dostępna dla przyjaciół na rozmowy telefoniczne lub spacery po plaży, odcięła prawie wszystkich i wycofała się w dosłowne odosobnienie.

Przez całą jesień spędzała większość czasu w domu, sama i ze swoją rodziną, regularnie spacerując nad oceanem i siedząc na patio, patrząc na Bolinas Lagoon w Stinson Beach w Kalifornii, gdzie mieszkała. W tym okresie odzyskała wspomnienia nadużyć z dzieciństwa, które zdawały się wyjaśniać strach, jakiego doświadczyła podczas 10 samotnych lat bycia nikim, zanim zdała sobie sprawę, że jest wszystkim. Kiedy zasugerowałem, że być może strach pochodzi z części siebie, która została oderwana lub zdysocjowana od świadomej świadomości, natychmiast się zgodziła.
W pewnym momencie zadzwoniła do mnie z podnieceniem, by opisać swoje ostatnie odkrycie, że faktycznie istniała – i uznała, że wszyscy duchowi nauczyciele, którzy nauczali o nieistnieniu trwałej jaźni, mylili się. Spędziłem z nią godzinę, wyjaśniając różnicę między brakiem siebie a nieistnieniem.
W tym okresie Suzanne zdawała się dryfować i doświadczać siebie jako bezkresu. Czasami mówiła o Bogu, a kiedyś, podczas spaceru po plaży, opisała widziane anioły. W pewnym momencie przyznała, że wykorzystała bezkres jako obronę, aby ochronić się przed uczuciami i bolesnym procesem pogodzenia się z jej dzieciństwem.

W pierwszych miesiącach 1997 r. Suzanne czuła się coraz mniej związana z bezkresem – i coraz bardziej zdezorientowana, najwyraźniej z powodu wszystkich nowych spostrzeżeń, które miała. „To ludzkie życie jest naprawdę czymś, prawda?”, Często zamyślała się głęboko. Ci z nas, którzy byli blisko niej, czekali teraz na przedłużający się proces integracji, w którym stopniowo nauczyła się być kimś tak dobrze, jak nikim. Ale jej zdrowie nie pozwoliłoby na to.

Pod koniec lutego Suzanne miała trudności z trzymaniem pióra, zapamiętywaniem znanych imion lub samodzielnym utrzymaniem równowagi bez zawrotów głowy. Za namową swojego kręgarza 27 lutego poszła do szpitala, a promienie X ujawniły, że ma guza mózgu. Zdecydowała się go usunąć, ale postanowiła nie poddawać się radioterapii ani chemioterapii. Kiedy chirurdzy operowali ją tydzień później, odkryli, że guz jest zbyt rozległy, aby całkowicie go wyeliminować. 8 marca wróciła do domu, a 10 marca ona i jej narzeczony, Steve Kruszyński, pobrali się podczas małej ceremonii w jej domu. Wkrótce potem pojechali do Oklahomy, aby poddać się alternatywnemu leczeniu. Ale stan Suzanne pogorszył się, a podróż została przerwana i stało się jasne, że wróciła do domu, by umrzeć.

Kilka dni po powrocie z podróży Suzanne zapadła w śpiączkę. Niewielka grupa bliskich przyjaciół codziennie odwiedzała jej rodzinę, siedząc z nią, oddychając z nią i żegnając się. We wtorek, 1 kwietnia wczesnym rankiem, Suzanne Segal zmarła. Zgodnie z tybetańskim zwyczajem ciało zostało owinięte w płótno, otoczone kwiatami i pozostawione nietknięte przez trzy dni. Trzeciego dnia siedzieliśmy z jej ciałem, gdy miejscowy rabin przeprowadził tradycyjną ceremonię żydowską na prośbę matki.

W następną sobotę prawie 100 osób – wielu przyjaciół i krewnych Suzanne – zebrało się, by świętować jej życie, docenić jej dary i podzielić się naszym smutkiem. O zachodzie słońca jej mąż, Steve, jej czternastoletnia córka, Arielle, i jej brat Bob brnąc wśród chłodnych wiosennych fal, rozrzucili jej popioły w niebo. Niektórzy ludzie mówią, że widzieli formę anioła, która na krótko zmaterializowała się, a następnie rozpadła się w morzu.

Ci z nas, którzy byli blisko Suzanne, nigdy nie wątpili w głębię ani autentyczność jej realizacji. Jednak pod koniec życia mogliśmy tylko patrzeć, jak ta realizacja prześlizgnęła się między jej palcami, jak garść piasku, pozostawiając ją sfrustrowaną i zdezorientowaną. Bez wątpienia guz mózgu pomógł przyspieszyć to zamieszanie. Wydawało się jednak, że przyczyniają się do tego inne czynniki, zwłaszcza pojawienie się wspomnień o nadużyciach i wynikające z nich spostrzeżenia.

Przykład Suzanne mówi nam o znaczeniu integracji – osobistej i transpersonalnej, psychologicznej i duchowej – i rodzi pytania o związek między dysocjacją – w której części psychiki oddzielają się od siebie – i prawdziwym, trwałym przebudzeniem. Umierając, zanim doszło do tej integracji, Suzanne pozostawiła każdego z nas z koanem do odkrycia go dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz